top of page

"Misery" - Teatr Kwadrat | W dusznej przestrzeni widzę perełki [recenzja]

Czy istnieje ktoś, kto nie miał w swoim życiu nigdy "fazy" na twórczość Stephena Kinga? Oh, no dobra, pewnie ktoś taki się znajdzie, ale przyznam, że czytelnicza faza na mistrza literatury grozy nie jest czymś rzadko spotykanym. Ja taki czas miałam w okresie gimnazjalnym i właśnie wtedy przeczytałam również powieść "Misery", która bardzo mocno utkwiła mi w głowie. Już czytając tę książkę można śmiało uznać, że jest to świetny materiał na spektakl teatralny. I w Teatrze Kwadrat też taką myśl mieli. I bardzo dobrze.


„Misery” w Teatrze Kwadrat to jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy jesteśmy na scenie razem z bohaterami – i to nie tak w przenośni, a niemal fizycznie. Wszystko za sprawą intymnej, perfekcyjnie zaaranżowanej przestrzeni i mistrzowskiego aktorstwa, które nie pozwala oderwać wzroku ani na moment.


Teatr Kwadrat Misery plakat

Mała scena w Teatrze Kwadrat nie udaje. Ona w pełni zamienia się w dom Annie Wilkes – dom zbudowany z napięcia, obsesji, traumy i złudzenia bliskości. Widz czuje się tak, jakby stał tuż obok łóżka Paula Sheldona, w którym leży poturbowany pisarz, zdany na łaskę i niełaskę swojej największej fanki. Widziałam spektakl z pierwszego rzędu – i mogę śmiało powiedzieć: to była teatralna hipnoza. A taka bliskość aktorów i całej historii całkowicie mnie pochłonęła.


Miałam poczucie, że jestem tak blisko Annie i Paula, że wystarczy wstać ze swojego miejsca i ruszyć pomóc Paulowi. Wziąć go pod ramię i zabrać w bezpieczne miejsce. Na szczęście się powstrzymałam przed wtargnięciem na scenę, bo pewnie zamiast wdzięczności na twarzy Piotra Polka zobaczyłabym zdenerwowane twarze obsługi teatru próbujących usadzić mnie ponownie na swoje miejsce.


Realizm przestrzeni działa tu nie tylko na poziomie scenografii – równie ważne jest zagęszczenie emocji, które rozciąga się od sypialni aż po kuchnię. Sceniczne „pauzy” budują napięcie niemal jak u Hitchcocka. A że wszystko rozgrywa się na wyciągnięcie ręki, wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach jest niezwykle realne.


Teatr Kwadrat Misery kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Kwadrat


Obsada:

  • Annie Wilkes - Ewa Wencel

  • Paul Sheldon - Piotr Polk

  • Szeryf Buster - Marcin Piętowski


Ewa Wencel jako Annie Wilkes to teatralna petarda, która nie wybucha od razu. Jej szaleństwo wypełza powoli, z milczenia, spojrzeń, grymasu ust. Jej twarz – widać ją z bliska – to prawdziwe pole bitewne emocji. Jeśli Stephen King kiedykolwiek marzył o idealnej odtwórczyni roli Annie Wilkes na deskach polskiego teatru, to nie mógł wymarzyć sobie lepszej aktorki od Ewy Wencel. Fizyczność tej postaci wydaje się zupełnie odbiegać od siły jej charakteru. Szczupła, delikatna, może wręcz krucha i wrażliwa. Taką ją widzimy, gdy po raz pierwszy wychodzi na scenę. Z każdą kolejną sceną jej obraz staje się jednak odmienny. Z pozoru delikatna i wrażliwa kobieta zamienia się w chorą psychicznie i szalenie niebezpieczną, demoniczną postać, która jest zdolna do wszystkiego.


Piotr Polk jako Paul Sheldon urzeka nie tylko siłą i godnością w roli człowieka złamanego fizycznie, ale też delikatnym humorem i błyskotliwością, którą dawkował idealnie. Nie jest to rola prosta, bo w dużej mierze aktor może bazować tylko na swoim głosie i mimice twarzy. Przykuty do łóżka, a następnie do wózka inwalidzkiego nie może się wspierać spektakularnym ruchem scenicznym. Piotr Polk w roli Paula Sheldona jest bardzo przekonujący. Wszystkie emocje są zagrane wyśmienicie, a widząc je z bliska można się w pełni skupić na aktorskim kunszcie Polka. Duet Wencel - Polk to zdecydowanie powód, dla którego należy się na ten spektakl do Teatru Kwadrat udać.


Trzeci aktor – Marcin Piętowski jako szeryf Buster – dopełnia całości z dużą uważnością i poczuciem rytmu scen. Nie ma wielkich monologów, ale jego postać jest ważna, dodaje świeżości i urozmaica historię. To spektakl napędzany aktorstwem, a nie efektami – i właśnie dlatego wszystko tu działa.


Teatr Kwadrat Misery kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Kwadrat


Zakończenie różni się od literackiego pierwowzoru: w książce Annie ginie niejako w pożarze, w spektaklu – ginie zaś od strzału. Ale to zmiana, która nie psuje całości. W ramach ograniczeń teatralnych rozwiązanie jest logiczne i nadal prowadzi do tego samego zakończenia. W spektaklu oczywiście znajdziemy wiele uproszczeń, a niektóre sceny czy fakty z życia bohaterów zostały pominięte. Piotr Polk na scenie nie stracił kciuka, a my nie zobaczyliśmy co działo się podczas wyjazdów Annie do miasta. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo na scenie teatralnej zobaczyliśmy i usłyszeliśmy wszystko to, co nam wystarcza, aby w pełni zanurzyć się w tej historii.


Choć czytałam „Misery” dawno temu, emocje z tamtej lektury noszę w sobie do dziś. To była jedna z moich pierwszych książek Stephena Kinga – i pozostaje jedną z tych, które zostają z człowiekiem na długo. Spektakl nie tylko przypomniał mi te emocje – uratował je przed zapomnieniem. Co ważne: nie trzeba znać książki, by dać się porwać tej historii. Bo to po prostu dobrze opowiedziany thriller psychologiczny.


Teatr Kwadrat Misery kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Kwadrat


Streszczenie fabuły „Misery”

Paul Sheldon, autor bestsellerowej serii o bohaterce imieniem Misery, ulega poważnemu wypadkowi samochodowemu. Ratuje go Annie Wilkes – była pielęgniarka i jego „największa fanka”. Zamiast przewieźć go do szpitala, przetrzymuje go w swoim domu. Początkowo troskliwa, z czasem okazuje się nieobliczalna. Gdy odkrywa, że Paul uśmiercił Misery w ostatnim tomie powieści, zmusza go do napisania nowej wersji książki – takiej, w której Misery powraca do życia.


Zamknięty w domu, unieruchomiony fizycznie, Paul walczy o życie i o wolność, a Annie pogrąża się w coraz bardziej niepokojącym szaleństwie. Historia kończy się dramatyczną konfrontacją, w której Paul zabija swoją oprawczynię – w książce poprzez podpalenie, w spektaklu poprzez strzał z pistoletu.


To opowieść o obsesji, o granicach miłości, o sile przetrwania – ale też o tym, jak bardzo możemy być zakładnikami własnych umysłów.



„Misery” w Teatrze Kwadrat to spektakl, który nie potrzebuje krzyku, by cię przestraszyć. Nie potrzebuje fajerwerków, byś czuł ciarki na plecach. To opowieść kameralna, duszna, pełna napięcia – i zagrana z takim kunsztem, że trudno będzie o niej zapomnieć. Polecam każdemu, kto ceni psychologiczne thrillery, doskonałe aktorstwo i teatralną bliskość, która zamiast dystansu – buduje intymność. Tego spektaklu się nie ogląda. Ten spektakl się przeżywa.




Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner

tagi: Misery Teatr Kwadrat recenzja,  streszczenie, o czym jest, czy warto pójść, fabuła, ocena, opinie, recenzje, recenzja, krytyka teatralna, krytyk teatralny, na co do teatru, polecane spektakle 2024, najlepsze spektakle w Warszawie, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, strona o teatrze, strona o operze, polskie spektakle teatralne, komedia, horrot, thriller, bilety, opinia, ocena

Comments


bottom of page