"Requiem dla snów" - Teatr Barakah z mocnym przekazem [Kraków] [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 3 dni temu
- 5 minut(y) czytania
„Requiem dla snów” w krakowskim Teatrze Barakah to spektakl, który zderza widza z intensywnością znaną z filmu Darrena Aronofsky’ego, a jednocześnie proponuje własną ścieżkę interpretacyjną. Nie jest to wierna adaptacja, raczej – autorska wariacja na temat uzależnień i głodu życia, który nigdy nie zostaje zaspokojony. Warto o tym pamiętać, aby nie szukać na siłę scen z filmu, lecz dać aktorom przestrzeń na opowiedzenie własnej, nieco innej historii.
Nazwanie spektaklu w sposób bezpośrednio nawiązujący do filmu z 2000 roku ma swoje mocne i słabsze strony. Z jednej strony to świetny chwyt marketingowy – tytuł od razu budzi emocje, przyciąga uwagę i sprawia, że osoby znające film chętniej sięgną po bilet, licząc na teatralną adaptację znanej historii. Z drugiej jednak strony rodzi to spore ryzyko rozminięcia się z oczekiwaniami. Widzowie mogą spodziewać się wiernego odtworzenia scen i atmosfery filmu, podczas gdy artyści Teatru Barakah świadomie idą w stronę autorskiej interpretacji: czerpią inspirację, zachowują pewne wątki i postaci, ale zarazem dokładają własne elementy i rezygnują z innych. I właśnie tu pojawia się pytanie, czy odejście od filmowego tytułu nie byłoby korzystniejsze. Jedno jest pewne – nie istnieje tu proste i jednoznaczne rozwiązanie.

Streszczenie filmu „Requiem dla snu” (2000, reż. Darren Aronofsky)
Film ukazuje równoległe historie czworga bohaterów, których życie rozpada się pod ciężarem uzależnień. Sara Goldfarb, starsza kobieta, marzy o występie w telewizji i sięga po amfetaminę, by zmieścić się w swoją ukochaną czerwoną sukienkę. Jej syn Harry, jego dziewczyna Marion i przyjaciel Tyrone uzależniają się od heroiny, szukając w niej wolności, miłości i sensu życia. Początkowo wydaje się, że narkotyki przynoszą im spełnienie i bliskość, lecz stopniowo prowadzą do degradacji: utraty zdrowia, godności, miłości i marzeń. Film to bezkompromisowy obraz upadku – pełen halucynacyjnych wizji, mocnych metafor wizualnych i słynnej muzyki Clinta Mansella, która staje się tłem dla nieuchronnego rozpadu.
Streszczenie spektaklu „Requiem dla snów” (Teatr Barakah)
Spektakl Michała Nowickiego inspirowany filmem Aronofsky’ego i dramatem Anieli Płudowskiej to opowieść o głodzie – nie tylko narkotykowym, ale i egzystencjalnym. Bohaterowie próbują nasycić pustkę operacjami plastycznymi, telewizyjnymi iluzjami czy toksycznymi relacjami. Ich życie to ciągła pogoń za spełnieniem, które okazuje się złudzeniem.
Postać lekarza/telewizyjnego guru staje się symbolem współczesnych autorytetów, które zamiast pomagać i leczyć, pogłębiają uzależnienia. Na scenie pojawiają się metaforyczne obrazy: lodówka jako źródło lęku i pragnień, groteskowe przebrania i rytm rapu, który nadaje opowieści puls współczesności. Spektakl nie rekonstruuje wiernie fabuły filmu – tworzy własną, wielogłosową opowieść o tym, jak łatwo zagubić się w świecie, gdzie każda potrzeba może zamienić się w nałóg.

źródło: mat. Teatru Barakah, fot. Piotr Kubic
Już pierwsze sceny sugerują, że nie czeka nas łatwa podróż. Hip-hopowe rytmy, ruch, energia – a później stopniowe wygaszanie tego światła, kiedy nałóg zaczyna zbierać żniwo. Zamiast narkotyków w czystej postaci, pojawia się plastyczna metafora – operacje, ucieczki w telewizyjne złudzenia, pragnienie piękna, emocji, akceptacji czy sukcesu. Zmiana motywów z filmu może początkowo rozczarować tych, którzy przyszli po bezpośrednie odbicie kinowego obrazu, ale daje szansę na odczytanie nałogu w szerszym kontekście współczesności.
W tym momencie zastanawiałam się, czy lepszy odbiór tego spektaklu będzie mieć osoba, która doskonale zna i uwielbia film "Requiem dla snu", czy może wręcz przeciwnie - czyli ta, która nigdy tego wybitnego dzieła nie oglądała. Po długich zastanowieniach nie doszłam do rozwiązania tej zagadki. Najbliżej mi do opcji, że widz zna film, oglądał go dawno temu, pamięta fabułę i historię postaci, ale nie jest na bieżąco z emocjami, które są bardzo intensywne od razu po obejrzeniu filmu.

źródło: mat. Teatru Barakah, fot. Piotr Kubic
Największe zaskoczenie to przesunięcie akcentów dramaturgicznych – postać doktora (łączącego rolę lekarza i telewizyjnego guru) zyskuje nieoczekiwaną wagę. I o ile w filmie jest to postać drugoplanowa to tu wychodzi na jednego z liderów sztuki. Mając pewną otwartość na tego typu nowości, po wyjściu z teatru, uznałam, że to jedna z najciekawszych postaci zaprezentowanych przez Barakah tego wieczoru. W trakcie oglądania sztuki nie byłam co do niego aż tak przekonana.
Matka w spektaklu nie sięga po pigułki, tylko wchodzi w spiralę uzależnienia od skalpela. Pojawiają się wątki rasowe i groteskowe przebrania, które nie zawsze są w pełni przekonujące, ale wybijają z rytmu w taki sposób, że zaczynamy zadawać sobie pytania o granice uzależnienia i jego kulturowe oblicza. Nie wszystko działa idealnie – fragmentaryczne nawiązania do filmu (spotkanie syna z matką, wątek prostytucji dla narkotyków) zostają pokazane i szybko urwane, i mi brakowało tego, by doprowadzić je jednak do końca.

źródło: mat. Teatru Barakah, fot. Piotr Kubic
To czego brakuje mi zdecydowanie najbardziej to kultowa muzyka Clinta Mansella. Uwielbiam ją i jest to pierwsze, o czym myślę, gdy pada hasło "Requiem dla snu". W spektaklu wybrzmiewa rap, ale nie jest on tak mocny, jak siła skrzypiec w doskonale znanym utworze. Rozumiem jednak chęć wybrania innego dźwięku, bo sam rap, który przewija się przez ten spektakl ma w sobie coś ciekawego, bardziej młodzieżowego i do takiej interpretacji jak najbardziej pasuje. Warto też zaznaczyć, że jego wykonanie stoi na wysokim poziomie.
Mimo wielu zmian w stosunku do filmu całość ma klimat, który nie pozwala przejść wobec tego spektaklu obojętnie. Lodówka na scenie (inaczej wykorzystana niż w filmie), rude włosy bohaterki, momenty wizualnego napięcia, kilka mocnych scen, dialogów i monologów – to wszystko zostaje w pamięci i wręcz krzyczy, aby zastanowić się nad prezentowanym tematem dłużej niż tylko przez dwie godziny. Śmiem sądzić, że na tym artystom z Krakowa zależało najbardziej i to osiągnęli.

źródło: mat. Teatru Barakah, fot. Piotr Kubic
Aktorzy – bez dwóch zdań – dźwigają ten spektakl. Grają z pasją, angażują ciałem i głosem, świetnie radzą sobie z elementami rapu i choreografii tanecznej. Ilu widzów tyle zapewne wyróżnianych postaci, ale każdy z aktorów tworzy fragment większej układanki, więc ja decyduję się na wyróżnienie całej grupy. To oni sprawiają, że nawet jeśli scenariusz bywa przeładowany, widz wychodzi z poczuciem uczestniczenia w ważnym, mocnym doświadczeniu.
„Requiem dla snów” w Barakah nie jest adaptacją dla kinomanów zakochanych w filmie Darrena Aronofsky'ego. To raczej osobna opowieść – miejscami chaotyczna, czasem przeładowana emocjami i symbolami, ale intensywna, szczera i poruszająca wiele dodatkowych tematów, które w filmie nie miały dla siebie miejsca. Warto pójść, szczególnie jeśli pamiętamy film – nie po to, by szukać kopii, ale by dać się wciągnąć w odmienny koszmar, utkany z innych, ale nie mniej niepokojących lęków.
Kilka scen ma taką moc, że pozostają z widzem długo po wyjściu z teatru. I choć można dyskutować o dramaturgicznych wyborach, nie sposób nie docenić odwagi i aktorskiej energii. To nie jest łatwy spektakl – ale zdecydowanie jest to teatr, który mówi o czymś istotnym.
Dziękuję Teatrowi Barakah za #zaproszenie!
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Requiem dla snów Teatr Barakah recenzja, recenzja, opis, streszczenie, Idioci. Spass! Teatr Barakah recenzja o czym jest, czy warto pójść, fabuła, ocena, opinie, recenzje, recenzja, krytyka teatralna, krytyk teatralny, na co do teatru, polecane spektakle 2025, najlepsze spektakle w Krakowie, kulturoznawczyni, spektakle Kraków kulturonieznawczyni, strona o teatrze, strona o operze, polskie spektakle teatralne, Idioci. Spass! Teatr Barakah recenzja
Komentarze