top of page

"Mistrz i Małgorzata" Teatr Capitol Wrocław [recenzja]

Są przedstawienia, które robią coś więcej niż tylko opowiadają historię – tworzą świat, który pochłania cię bez reszty. Dwa lata temu przeżyłam to w warszawskim Studiu Buffo, oglądając musicalową adaptację „Mistrza i Małgorzaty”. To było teatralne porwanie: każda scena zaaranżowana z rozmachem, scenografia dopracowana do najmniejszego detalu, muzyka współgrająca z tekstem, a emocje pulsujące aż do ostatniego dźwięku. Do dziś mam dreszcze na wspomnienie tamtego wieczoru. Powieść Bułhakowa to wciąż jedna z moich ulubionych książek wszech czasów, dlatego od dawna polowałam na bilety do wrocławskiego Capitolu, żeby zyskać porównanie w teatralnych adaptacjach.


Z doświadczeniem w pamięci zasiadłam więc na widowni Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu, by sprawdzić, jak ten sam tekst – ten sam klasyk – zinterpretuje inny teatr, inna wizja, inny zespół. Wychodząc po spektaklu, w głowie miałam jedno zdanie: „Bardzo dobre, ale…”. Spektakl jest profesjonalny, momentami bardzo wciągający, zrealizowany z dbałością, dużo się dzieje. Ale tej magii, która w Buffo chwytała za serce i nie puszczała, tutaj aż tak nie poczułam.


O spektaklu "Mistrz i Małgorzata", który wygrał moje zestawienie TOP 6 spektakli 2023 roku pisałam w poniższym artykule:


A tutaj wspomniane zestawienie TOP 6 spektakli 2023 roku:


I w bonusie zestawienie TOP 5 spektakli 2024 roku:


Mistrz i Małgorzata Capitol Wrocław plakat

Zacznijmy od podstaw: warunki techniczne. To, co już na wstępie zgrzytało, to nierówności dźwiękowe. Muzyka bywała zbyt głośna względem wokali – partie solowe, zwłaszcza męskie, momentami tonęły w dźwiękach orkiestry. Tylko Małgorzata była dobrze słyszalna przez cały czas trwania sztuki – jej mikrofon był najlepiej ustawiony, co pozwalało w pełni docenić nie tylko jej śpiew, ale i wyrazistą grę aktorską oraz dykcję.


Niektóre kwestie po prostu przemykały obok ucha, ginęły w natłoku brzmień. Sama ratowałam się napisami angielskimi, co w teatrze jest rozwiązaniem awaryjnym, ale mówi też coś o problemie. I chociaż spektakl muzycznie nie jest banalny – wręcz przeciwnie, ma ambicję by być pełnoprawnym, dużym widowiskiem musicalowym – to bez wyraźnych, spektakularnych wokali trudno o pełne "wow" u widza.


Teatr Capitol, w przeciwieństwie do Buffo, ma jednak coś, co trudno mu odebrać – scenę o ogromnych możliwościach technicznych. To przestrzeń, która daje pole do budowania złożonego, warstwowego świata. W spektaklu „Mistrz i Małgorzata” wykorzystano to bardzo dobrze – scenografia jest bogata, wielopoziomowa, dynamiczna, dzięki czemu widz łatwo przenosi się między rzeczywistością Moskwy, mieszkaniem Małgorzaty, szpitalem psychiatrycznym i teatrem Varietes.


W tle sceny ciągle coś się dzieje – tancerze, rekwizyty, gra świateł i obrazy wizualne budują spójne, żyjące uniwersum. To działa – spektakl nie pozwala się nudzić, a oko ma gdzie uciec w każdym momencie przedstawienia.


Mistrz i Małgorzata Capitol Wrocław kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Muzycznego Capitol, fot. Łukasz Giza


Jedną z moich ulubionych postaci w historii Bułhakowa jest Behemot – koci demon, mistrz zamieszania, błyskotliwy i niepokorny. W wersji Buffo Behemota grał aktor niskiego wzrostu, co od razu dawało mu inny wymiar fizyczności, groteski i energii. W Capitolu mamy mężczyznę normalnego wzrostu, z ogonem w ręce, poruszającego się z kocią gracją i pewnością, ubranego w czerń – ale bez tego pazura, który czyni Behemota nieprzewidywalnym. Postać zagrana jest dobrze, ale jak dla mnie kota w tej sztuce było za mało.


Jeśli miałabym wskazać moment, który rozczarował mnie najbardziej – to byłby to lot Małgorzaty na miotle. To scena-symbol. W Studiu Buffo Natasza Urbańska leciała naprawdę, zawieszona nad sceną, z dramatyzmem, z rozmachem i do tego śpiewając. W Capitolu zrezygnowano z tej magii – podniesiono tylko fragment sceny, aktorka stanęła na nim z rekwizytem w dłoni. I tyle. Cała moc tej chwili – jej metaforyczny ciężar, poczucie wolności, przemiany i oderwania od rzeczywistości – ulotniły się bezpowrotnie. A przecież to jeden z tych momentów, które mają szansę zapaść w pamięć widza na zawsze. Jeżeli na scenie mogli pojawić się ukrzyżowani mężczyźni, książka mogła zapłonąć, chusteczka poderwać się ku górze to i Małgorzata powinna wznieść się nad scenę.


Mistrz i Małgorzata Capitol Wrocław kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Muzycznego Capitol, fot. Łukasz Giza


Nie znaczy to jednak, że zabrakło w spektaklu scen zapadających w pamięć. Długa scena taneczna z Friedą – energetyczna, fizyczna, pełna napięcia – była jednym z najmocniejszych punktów inscenizacji. To był ten moment, w którym świat Bułhakowa ożył z całą mocą. Scena była nasycona ruchem, ciałem, rytmem – bardzo dobrze poprowadzona choreograficznie i emocjonalnie. Podobnie – moment z banknotami spadającymi z sufitu, który wywołał autentyczne poruszenie na widowni oraz "urwanie" głowy jednej z postaci podczas wydarzenia w Variete.


Warto też wspomnieć o tancerce w czerwonej sukni, której sceniczna obecność była zachwycająca – jej taniec miał w sobie coś hipnotyzującego, estetycznie wysmakowanego, a jednocześnie pełnego życia. Docenić też trzeba świetnie wykonaną przez cały zespół muzykę, która przez ponad trzy godziny towarzyszyła nam w każdej scenie dodając uroku i dopieszczając to, co zaprezentowano na scenie.


Mistrz i Małgorzata Capitol Wrocław kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Muzycznego Capitol, fot. Łukasz Giza


Na początku drugiej części zdarzyła się rzecz nietypowa – najprawdopodobniej zacięła się kurtyna. Na kilka minut scena została przysłonięta, aktorzy czekali, a widownia – milczała z napięciem. Zaproszono nas na dodatkową 10-minutową przerwę. Co ciekawe, awaria wydarzyła się chwilę po słowach: „Ciekawe rzeczy działy się tego dnia w Moskwie.” Wyszło niemal symbolicznie.


„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Muzycznym Capitol to spektakl dopieszczony technicznie, solidnie zagrany, z dużym szacunkiem do literackiego pierwowzoru i rozmachem scenograficznym. Trudno się do czegoś poważnie przyczepić, ale poprzeczka postawiona przez ekipę Janusza Józefowicza w Studiu Buffo moim zdaniem nie została przeskoczona. Jeśli miałabym radzić to proponowałabym obejrzenie najpierw przedstawienia we Wrocławiu, a następnie tego w Warszawie.


Mistrz i Małgorzata Capitol Wrocław kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Muzycznego Capitol, fot. Łukasz Giza


Magii nie zrobiła miotła, nie zrobił jej kot. Ale była Frieda, była Małgorzata, była energia i dobrze rozpisany ruch sceniczny. Był szacunek do powieści, utalentowani ludzie na scenie i skryci za nią - choćby ci odpowiedzialni za scenografię i kostiumy. Była też świadomość, że teatr – jak życie – nie zawsze działa perfekcyjnie, i to też bywa jego urodą.


Wpadajcie do Wrocławia i oceńcie sami! A sekcja komentarzy pod artykułem już na Was czeka.



KulturoNIEznawczyni



Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner

tagi: Mistrz i Małgorzata Capitol recenzja, Wrocław, musical ,teatr muzyczny, musicale wrocław, spektakle Wrocław, recenzja, opinia, opinie, ocena, streszczenie, relacja, kulturoznawczyni, kulutornieznawczyni, recenzje teatralne, recenzje spektakli teatralnych, krytyk teatralny, krytyk literacki

Comments


bottom of page