top of page

"Opowieść zimowa" | W Teatrze Powszechnym Szekspir robi burpeesy [recenzja]

  • 4 dni temu
  • 5 minut(y) czytania

Nie o to chodziło Szekspirowi! A skąd ty możesz wiedzieć, o co mu chodziło? E, e, chcesz się bić? A zabrać ci dziecko na 16 lat? Proszę usiąść, zaczynamy terapię... Na spektakl poszłam z poczuciem, że warto znać oryginalny tekst – i nie myliłam się. Bo to nie jest klasyczna adaptacja „Zimowej opowieści” Williama Szekspira. To raczej swobodna interpretacja, która bierze postaci dramatu, przenosi je do współczesności i przepuszcza przez filtr terapii, absurdu i cielesności. Teatr Powszechny zdecydowanie nie boi się szokować widza, ale odwieczne pytanie brzmi, czy widz jest na to gotowy.


Tak, jestem fanką klasyki. Uwielbiam wierne adaptacje, gdzie fragmenty oryginalnych tekstów słyszę w filmach czy na deskach teatru. Nie zamykam się jednak na luźniejsze propozycje, gdzie punktem wyjściowym jest słynny tekst, ale interpretowany i przedstawiany w inny, nowatorski sposób. W tym przypadku musiałam bardzo, bardzo, bardzo mocno otworzyć swój umysł i serce, aby dać szansę postaciom, które poznałam dzięki książce Szekspira, a teraz miałam je na talerzu w zupełnie nowej formie.


Opowieść zimowa Teatr Powszechny Plakat

Nie ukrywam, momentami było mi trudno nadążyć – nie ze względu na tekst, ale na pomysłowość formy. Bo choć spektakl czerpie z Szekspira, to równie mocno bazuje na grze z formą i pewną dekonstrukcją. Tradycyjnych emocji nie znajdziemy tu w czystej postaci – raczej poszatkowane, rozłożone na głosy, przetworzone przez kontekst współczesnych relacji. Reżyserka Pamela Leończyk dużo dodaje od siebie. Jeśli sądzicie, że poznacie dzięki temu lepiej Szekspira i jego twórczość to myślę, że możecie wyjść zawiedzeni. Na pewno warto pamiętać, że sztuka ta jest wariacją na temat "Zimowej opowieści", a nie jej wierną adaptacją.



O czym jest „Opowieść zimowa”? Streszczenie

Krótka i szybka informacja, dla tych którzy mają już bilet na spektakl, a wciąż nie wiedzą, o czym pisał w swoim utworze Szekspir. Bardzo, bardzo polecam wam przeczytać oryginał. Nie jest to długi utwór, a na pewno mi podziękujecie po wyjściu z teatru. Jeśli do czytania jest wam jednak wciąż za daleko, to szybko streszczę "Zimową opowieść", abyście mogli zrozumieć później "Opowieść zimową" w Teatrze Powszechnym. Uważajcie, bo teatr zmienia znacznie więcej niż tylko kolejność dwóch wyrazów.


Akcja utworu rozpoczyna się na dworze króla Leontesa na Sycylii. Niespodziewanie ogarnia go obsesyjna zazdrość – podejrzewa swoją ciężarną żonę, Hermionę, o romans z przyjacielem, królem Czech, Poliksenesem. Choć wszyscy wokół próbują go przekonać o jej niewinności, Leontes pozostaje głuchy. Hermiona trafia do więzienia, a nowo narodzoną córkę – Perditę – każe porzucić na pustkowiu.


W wyniku jego decyzji dochodzi do serii tragedii: ginie ich starszy syn Mamiliusz, Hermiona – rzekomo – umiera ze zgryzoty i rozpaczy, a Leontes zostaje sam z ciężarem winy. Perdita jednak nie ginie – znajduje ją pasterz w dalekim kraju i wychowuje jak własne dziecko.


Po 16 latach Perdita, już jako młoda kobieta, zakochuje się w Floryzelu – synu Poliksenesa. Młodzi, nie mogąc liczyć na aprobatę ojca chłopaka, uciekają na Sycylię. Tam dochodzi do konfrontacji, ujawnienia tożsamości Perdity i pojednania rodzin. W finale Hermiona wraca do życia – ożywiona rzeźba – i rodzina zostaje ponownie zjednoczona.


Opowieść zimowa Teatr Powszechny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Powszechnego, fot. HaWa //

przepiękne ujęcia! życzyłabym sobie, żeby każdy teatr miał tak ładne materiały ze swoich spektakli


Pamela Leończyk postanowiła potraktować tekst angielskiego poety jako punkt wyjścia. Zamiast dworskich intryg – mamy kanapę terapeutyczną. Zamiast patosu – gesty, ruch, absurdalne interakcje. Hermiona nosi różowe trampki i mówi czasem nawet głosem męża. Poliksenes robi burpeesy w dresie. A Leontes? Błądzi w emocjach, które bardziej przypominają współczesnego pacjenta niż króla. W tym wszystkim najbardziej do siebie przekonuje mnie właśnie Leontes. Potrafię go nakreślić, widzę w nim całą gamę emocji. Jest to na pewno bardzo ciekawa postać i jego ukazanie jest w wielu momentach bardzo trafne.


Nie wszystko mnie przekonało. Scena trójkąta na kanapie, przerysowane napięcia cielesne, nieczytelne momenty drugiego aktu – można się w tym pogubić. Ale też nie sposób odmówić tej inscenizacji odwagi. Próbuje pokazać zazdrość, traumę i rozpad relacji nie przez słowa, ale przez ciało i przestrzeń. I czasem działa to bardzo mocno – choć innym razem trudno nie zapytać: „dlaczego tak, a nie inaczej?”.


Rozumiem zamysł i pewien sprzeciw twórców spektaklu, który da się łatwo odczuć, w kontekście zakończenia sztuki Szekspira. U poety jest to cukierkowe, wylukrowane po całości. Wszyscy padają sobie w ramiona, mamy łzy wzruszenia i zapomnienie o krzywdzie, winie i straconych szesnastu latach rodzinnego życia. Trudno w to uwierzyć i pewnie dlatego w Teatrze Powszechnym przekreślono ten fragment i napisano własny. Bardziej pokrętny, trudniejszy, zawierający więcej pytań niż odpowiedzi. Mamy więc córkę, która pyta ojca, gdzie był, dlaczego ją porzucił, dlaczego nie wspierał jej i nie chodził na wywiadówki do szkoły. Dlaczego poznaje go dopiero mając szesnaście lat, będąc już niemal dorosłą kobietą. Gdzie podziewał się przez te wszystkie lata. Hermiona w tym czasie kołysze się gdzieś między świadomością a półświadomością. Perdita wymyśla sobie jakąś karierę aktorską. Trochę się w tym gubię i nawet siedząc na widowni nie bardzo wiedziałam, czy chce się w tym odnaleźć. Zamysł był ciekawy, ale dla mnie tego wszystkiego też już było zbyt wiele.


Opowieść zimowa Teatr Powszechny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Powszechnego, fot. HaWa


Problematyka tekstu u Szekspira, a tego w interpretacji twórców warszawskiego Teatru Powszechnego jest też inna. W oryginalnej "Zimowej opowieści" ujęła mnie łagodność, bezbronność i niewinność Hermiony. Na scenie zobaczyłam kogoś zupełnie innego. I szczerze to zdecydowanie wolę wersję od Williama. Mamy wówczas pewien balans i niezaburzony sens powieści. Wiemy, że utwór opowiada tu o chorobliwej zazdrości i winie Leontesa, którego czyny prowadzą do rodzinnej katastrofy. Jest punkt wyjścia, który jest bazą i w istocie stelażem dla dalszej części historii. Teatr Powszechny gubi fundamenty i przez to lawiruje trochę tu, trochę tam i mamy wrażenie, że wystarczy jeden zły ruch i wszystko runie.


Są fragmenty sztuki, które są dla mnie niezrozumiałe (burpeesy), niepotrzebne (aktorskie aspiracje Perdity) i zaburzające sens historii (sceny "kanapowe" Hermiony, Leontesa i Poliksenesa). Niby zawsze wina leży po dwóch stronach, ale w zamyśle Szekspira jest ona po stronie Leontesa i ja bym wolała się tego trzymać. Powszechny w moim odczucie chce to bardziej wypośrodkować.


Opowieść zimowa Teatr Powszechny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Powszechnego, fot. HaWa


W czasie spektaklu wielokrotnie miałam poczucie zagubienia – niektóre ruchy sceniczne czy choreograficzne decyzje wydawały mi się oderwane od treści, emocji postaci czy kontekstu fabularnego. Zastanawiałam się, czy każda z tych ekspresyjnych, momentami wręcz chaotycznych akcji miała swoje głębokie uzasadnienie, czy była raczej manifestacją potrzeby zaskoczenia widza za wszelką cenę. Z szacunkiem, ale i coraz większą pewnością, dochodzę do momentu, w którym nie każde ekscentryczne rozwiązanie odbieram automatycznie jako sztukę wysoką. Jeśli brak w nich logicznego uzasadnienia, powiązania z emocjonalną trajektorią bohaterów czy konstrukcją historii, trudno mi je obronić jako świadome decyzje artystyczne. I naprawdę – jeśli istnieje interpretacja, która nadaje sens każdemu elementowi ruchu, scenografii czy kostiumu, chętnie ją poznam. Mam w sobie ciekawość i gotowość do uczenia się, ale ten spektakl pozostawił mnie z pytaniami bez odpowiedzi.


Nie da się nie zauważyć decyzji estetycznych. Kostiumy jakby z różnych bajek – od sportowych po teatralnie przerysowane. Moment, w którym Hermiona zostaje „zagipsowana” w czasie przerwy – ciekawy. Sam zamysł na przerwę, podczas której coś się wciąż na scenie dzieje na pewno zastanawiający.


Opowieść zimowa Teatr Powszechny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Powszechnego, fot. HaWa


Trzeba tu pewnej gotowości na nieoczywistość. Na to, że nie wszystko się wyjaśni. Że spektakl nie prowadzi za rękę, ale raczej rzuca w labirynt emocji, gestów i niejednoznacznych symboli. To nie jest „Opowieść zimowa” dla każdego – i nawet nie próbuje nią być. To spektakl, który stawia pytania, nie zawsze daje odpowiedzi, eksperymentuje, czasem błądzi, ale też zaskakuje. Sporo w tym wszystkim do mnie nie trafiło, ale nie wychodziłam z poczuciem straconego czasu. Wręcz przeciwnie – zostałam z kilkoma obrazami, które wciąż do mnie wracają. A przede wszystkim spektakl ten był moją motywacją do poznania utworu angielskiego poety, którego wcześniej nie czytałam.


Jeśli znasz tekst Szekspira – zobacz, jak można go rozłożyć na czynniki pierwsze i złożyć na nowo. Jeśli nie znasz – przeczytaj chociaż porządne streszczenie. Bo inaczej może być trudno się w tym świecie odnaleźć.


KulturoNIEznawczyni



Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner

tagi: Opowieść zimowa Teatr Powszechny recenzja, spektakle Warszawa, teatr Warszawa, sztuki w Warszawie, spektakle teatralne 2025, recenzje spektakli teatralnych, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, blog o teatrze, strona o teatrze

Comments


bottom of page