"Nagle, ostatniego lata" - Nowy Teatr przykrywa się filmem [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 21 cze
- 4 minut(y) czytania
Byłam pełna nadziei na prawdziwą rozgrywkę psychologiczną, na konfrontację emocji, która zagra ciałem i umysłem. Spodziewałam się pojedynku między pokoleniami i perspektywami, między kobietami: matką i siostrzenicą, których światopoglądy mogłyby się zderzyć z impetem. Tymczasem finałowy akt rozmył się w chaotycznym ciągu scen – filmów i fetyszy – zamiast dostarczyć oczekiwanego dramatu, zostawił mnie w poczuciu niedosytu. Nowy Teatr ze spektaklem "Nagle, ostatniego lata" w reżyserii Michała Borczucha mnie nie zachwycił.
Sztuka zaczyna się interesująco – ogromna, falująca biała płachta, która faluje i wydaje odgłosy niczym szum morza. Zapowiada, że znaleźliśmy się w innym wymiarze – intymnym, napiętym i niepewnym. To obietnica – że zaraz płachta się uniesie i odkryjemy wszystko to, co ukryte. Rodzinną tajemnice, głębie emocji bohaterów i ich różne poglądy oraz światy. Wyczekiwałam z uwagą i ze spokojnym oddechem. Nigdzie mi się nie spieszyło, nic innego nie istniało. Upajałam się tym wprowadzeniem. Chwilę później płachta się unosi, a naszym oczom ukazuje się dość pusta, zielona przestrzeń.

Magdalena Cielecka w roli Pani Venable dostaje długie monologi, które potrafią wciągnąć w danym momencie, ale nie zostały ze mną na dłużej. Ulotniły się niemal w momencie wyjścia z teatru. Podobnie jest z dialogami między pozostałymi bohaterami. Nie chwytają, nie trzymają, nie poruszają na tyle, aby móc o nich rozmawiać godzinami. Gdzieś tu brakło tej intymności, rozpaczy, niedowierzania, prób przekonywania, a może prosto: emocji. Niestety cała obsada, choć gra z zaangażowaniem, nie zostaje zapamiętana dzięki swojej roli lub unikatowemu portretowi. Postaci mogły być bardziej wyróżnione, bardziej zniuansowane – by napełnić spektakl życiem, a nie tylko dialogiem.
Po tym spektaklu mam w głowie kilka momentów: winda z obrazem pani Venable, żarty George'a (Bartosz Gelner), które właściwie niekoniecznie mi pasowały do całej aury sztuki i trochę mnie wybijały z rytmu, nowy wizerunek Bartosza Bieleni, którego na początku wręcz nie poznałam. Zawsze tego aktora widziałam w dość dziwnych kreacjach. Ta wersja z "Nagle, ostatniego lata" natomiast bardzo mi do niego pasuje. Myślę, że jeśli miałabym znaleźć moje odkrycie po tym spektaklu, to postawiłabym właśnie na Bartosza Bielenię. Nawet mimo tego, że jego postać rownież mnie szczególnie nie ujęła. Pięknie natomiast naśladuje ptaki.

źródło: mat. Nowego Teatru
Wracając jeszcze na moment do tych dowcipów. Spektakl momentami tracił na emocjonalnej intensywności i napięciu, które powinny budować dramaturgię takiego tekstu. Był przerywany prostymi żartami – niby miały rozładować atmosferę, ale ani nie były konsekwentnie prowadzone, ani nie do końca wiadomo, jaką pełniły funkcję. Wydawały się przypadkowe, jakby wstawione bez większego uzasadnienia, przez co zamiast pogłębiać opowieść, rozpraszały uwagę. Ich głównym nośnikiem był właśnie Bartosz Gelner, który zresztą wnosił na scenę lekkość i pewien dystans, ale w tej konkretnej inscenizacji nie do końca było wiadomo, czy o to właśnie chodziło.
Najbardziej ze sztuki zapadł mi w pamięci niestety film. Mówię "niestety" mając tego pełną świadomość. Już kilkukrotnie wspominałam, że nie jestem wielką fanką wykorzystywania produkcji filmowych w sztukach teatralnych. Trzeba mieć faktycznie ważny powód i wyjątkowo dobrze wpleść film w sztukę, abym dobrze go przyjęła.
O filmach w spektaklach pisałam, gdy takowe w teatrze się pojawiały. Na przykład tu wyszło to fajnie - może też dlatego, że nie był to standardowy film:
A tu bardzo źle:
Pojawiający się dwudziestominutowy film przechodzi w surrealny rejestr – ciała, fetyszy, groteskowych scen. Spłycając: kradzież i kanibalizm. To miał być manifest, komentarz – ale stał się męczący. Może za długi? Basen, Rossmann, Best Mall Sadyba. Dla mnie – zupełnie zbędny dodatek. A to, co chciał reżyser przekazać filmem powinien spróbować oddać na scenie. I myślę, że udałoby się to uzyskać. Może nawet część widzów nie odwracałaby wzroku lub nie wykrzywiałaby się z obrzydzenia.
W zapowiedziach spektaklu kluczowym słowem była dla mnie „konfrontacja” (ale też "roztrząsać" i "wywrócić do góry nogami") – i właśnie na to najbardziej czekałam. Opis sugerował dość przejrzystą, jak na Nowy Teatr, narrację: historię, którą można śledzić bez wcześniejszego studiowania esejów i kontekstów, co dawało nadzieję na emocjonalne wejście w świat bohaterów. Liczyłam na opowieść mocno zakorzenioną w psychologii postaci, prowadzącą nas coraz głębiej w ich traumy, lęki i ukryte prawdy. Tymczasem tego najważniejszego zderzenia – między Panią Venable a Catherine – w którym powinny wybrzmieć emocje tak intensywne, że aż fizycznie odczuwalne, po prostu zabrakło. Nie było tego momentu, który wbija w fotel, wywołuje ciarki na całym ciele i sprawia, że włosy na rękach wstają szybciej niż widz z fotela do aplauzu. Widzami trzęsie film przez swoje obrzydliwe fragmenty, a nie emocje aktorów. To minus.
Scenicznie, spektakl przypominał zestaw portretów – trzech kobiet i trzech mężczyzn – którzy spotykają się w popołudniu i rozwiązują tajemnicę poety Venable’a. Ich rozmowy miały potencjał, ale brakowało ciągłości dramatycznej, psychologicznego ciężaru, który wciągnąłby w spiralę rodzinnego dramatu i moralnej konfrontacji. Ten brak dramaturgii najbardziej ciąży nad całością.

Spektakl ma w sobie wiele elementów, które mogłyby stworzyć dzieło mocne i porywające – świetne aktorstwo, mocne scenograficzne wejście, tajemnica i napięcie. Ale dramaturgia nie została odpowiednio zbudowana, a niektóre sceny dodatkowo rozmyły esencję. I choć doceniam intencje reżysera i wysiłek całej obsady – czekałam na intensywne dramaturgiczne doświadczenie, które się nie pojawiło.
Podsumowując, to spektakl, który miał wszystko, by poruszyć – ale zabrakło mu ostrości, głębi i psychologicznej konfrontacji. Dla mnie zabrakło rozwiązania, które zostaje z widzem – i żałuję, że ten finalny akt został schowany pod kołderkę ponad dwudziestominutowego filmu.
Jak zawsze, będzie mi miło, jeśli w komentarzach się ze sobą nie zgodzimy. A jeśli zgadzamy to też dawajcie o tym znać! Zachęcam Was do wybrania się do Nowego Teatru i sprawdzenia tej sztuki na własne oczy. Zawsze powtarzam, więc i teraz to uczynię, że moje emocje i przemyślenia mogą być zupełnie odmienne od tych waszych. Więc śmiało, kupujcie bilety i doświadczajcie kultury!
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Nagle ostatniego lata Nowy Teatr recenzja, dramat, krytyk teatralny, recenzja, strona o teatrze, blog o teatrze, recenzje teatralne, opis, ocena, oceny, streszczenie, o czym jest spektakl, na co do teatru, recenzje
Comments