top of page

"Dziwny przypadek psa nocną porą" - Teatr Dramatyczny [recenzja]

Na wstępie krótka, życiowa porada teatralna: do szatni Teatru Dramatycznego nie oddajemy nic poza okryciem wierzchnim. I to absolutnie nic. Ani torby, ani – jak w moim przypadku – pojemnika na owoce, który akurat nabyłam chwilę wcześniej w TK Maxxie. Nie, nawet nie pytajcie. Zwykle nie chodzę do teatru z pojemnikiem na owoce. Serio. Czy pojemnik był zadowolony z wizyty w teatrze? Nie wiem, ale przynajmniej nie zginął w szatni, a grzecznie ulokowany pod moim fotelem miał szanse na podziwianie spektaklu "Dziwny przypadek psa nocną porą". Skądinąd podejrzewam, że zasady zostały zaostrzone po jakiejś serii drobnych, ludzkich katastrof organizacyjnych. Ale nie o szatniach ten spektakl.


Na deskach teatru zobaczyłam „Dziwny przypadek psa nocną porą” – spektakl, który powstał na podstawie znanej książki Marka Haddona. Książki, której przyznaję, że jeszcze nie czytałam, ale teraz zdecydowanie planuję to zmienić. Czułam podskórnie, że lektura może dostarczyć wielu odcieni emocji, których – mimo starań – sceniczna adaptacja nie była w stanie w pełni oddać. Już podczas oglądania miałam przeczucie, że to opowieść zbyt złożona i wewnętrzna, by dało się ją naprawdę głęboko pokazać z zewnątrz. Dużym plusem na pewno było wykorzystanie fragmentów książki czytanych przez jedną z postaci.


"Dziwny przypadek psa nocną porą" - Teatr Dramatyczny plakat

„Dziwny przypadek psa nocną porą” – streszczenie książki i spektaklu


Piętnastoletni Christopher Boone mieszka z ojcem w angielskim miasteczku i uczęszcza do szkoły dla dzieci ze specjalnymi potrzebami. Chłopak jest wybitnie uzdolniony matematycznie, logiczny do granic absolutu, ale zupełnie nie radzi sobie z emocjami innych ludzi. Choć nikt w książce nie wypowiada tego wprost, możemy z łatwością rozpoznać, że Christopher ma cechy spektrum autyzmu, najprawdopodobniej zespół Aspergera. Wszystko, co go otacza, musi mieć sens, strukturę i powtarzalność – to jedyny sposób, by poradzić sobie z chaosem codzienności.


Pewnego wieczoru Christopher znajduje w ogrodzie martwego psa sąsiadki – Wellingtona – przebitego widłami. Szok, smutek i niezrozumienie kierują go ku decyzji: samodzielnie rozwiąże tę zagadkę. I tak zaczyna się jego własne śledztwo, prowadzone z precyzją Sherlocka Holmesa. Przepytuje sąsiadów, spisuje fakty, robi notatki. Pisze też książkę – coś na kształt kroniki dochodzenia, którą czytelnik trzyma w rękach.


Z pozoru historia dotyczy śmierci psa, ale bardzo szybko okazuje się, że pod spodem kryją się dużo poważniejsze sprawy. Christopher, drążąc temat, odkrywa, że jego ojciec nie był z nim do końca szczery – nie tylko w sprawie psa, ale też w kwestii zniknięcia matki, która – jak sądził – zmarła. W rzeczywistości żyje, mieszka w Londynie i od dawna próbuje się z nim skontaktować. Ta wiadomość wywraca świat chłopca do góry nogami.


W akcie odwagi i determinacji, przekraczającej jego wewnętrzne ograniczenia, Christopher podejmuje samodzielną podróż do Londynu. Pociągi, tłumy, obcy ludzie – wszystko to wywołuje u niego ogromny stres, ale mimo to nie rezygnuje. Udaje mu się odnaleźć matkę i wrócić z nią do bardziej bezpiecznej rzeczywistości. Od tego momentu nic już nie jest takie samo – ale pojawia się nowy początek. Chłopak pisze egzamin z matematyki, marzy o studiach i – choć nie wszystko kończy się łatwo – zaczyna dostrzegać, że jego przyszłość może być możliwa na własnych zasadach.


"Dziwny przypadek psa nocną porą" - Teatr Dramatyczny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Dramatycznego, fot. Katarzyna Chmura


Głównego bohatera poznajemy w bardzo nietypowym momencie: Christopher Boone (Konrad Szymański) piętnastoletni chłopiec, odkrywa martwego psa sąsiadki. Pies został przebity widłami. To nie tylko szokujący obraz, ale i początek czegoś w rodzaju prywatnego śledztwa, które chłopak podejmuje – na swój sposób, logiczny, uporządkowany, wręcz detektywistyczny.


Zachowanie Christophera szybko sugeruje, że chłopiec funkcjonuje inaczej niż większość ludzi – ma zespół Aspergera. Jego świat to precyzja, reguły i wyraźne granice. Z jednej strony – imponująca inteligencja, doskonała pamięć i niemal obsesyjna fascynacja matematyką oraz kosmosem. Z drugiej – nadwrażliwość na bodźce, lęk przed tłumem, problemy z dotykiem i sztywność w kontaktach międzyludzkich. Jego rzeczywistość to nieustanna walka z chaosem, który dla innych pozostaje niezauważony.


I właśnie perspektywa Christophera jest kluczem do całej inscenizacji. Świat przedstawiony został niejako "od środka", oczami osoby, która nie filtruje emocji tak jak my. Genialnym zabiegiem scenograficznym była tu prosta, czerwona krata, która wyznaczała granice sceny. Ta rama – chłodna, geometryczna – idealnie oddawała zamknięcie i uporządkowanie wewnętrznego świata bohatera.


"Dziwny przypadek psa nocną porą" - Teatr Dramatyczny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Dramatycznego, fot. Katarzyna Chmura


Równie mocne było przedstawienie sceny londyńskiego dworca – zatłoczonej, głośnej, rozedrganej – która doskonale pokazała, jak bardzo przestymulowany może czuć się Christopher w otoczeniu, które dla nas jest po prostu tłem. Świetna była też scena z „kobietą-automatem biletowym”, zabawna, lekko absurdalna, świetnie rozładowująca napięcie. A jeśli ktoś jeszcze zastanawia się, czy pies na scenie to dobry pomysł – odpowiadam: w tym przypadku tak, zwłaszcza jeśli jest tak uroczy i dobrze wychowany jak ten, którego zobaczyliśmy w finale.


Ale nie wszystko mnie poruszyło. Choć historia została opowiedziana spójnie, czegoś mi brakowało. Może to kwestia emocji? Cały spektakl płynął na jednej, dość płaskiej emocjonalnie fali. Nie było dramatycznych skoków, nagłych wzruszeń ani napięć. A ja – jako widz – lubię teatr, który mnie zaskakuje, wytrąca z równowagi, każe coś poczuć mocniej. Tu – wszystko było trochę zbyt jednostajne, jakby zamknięte w sztywnej strukturze, z której nie ma wyjścia. I ktoś może powiedzieć, że taki jest ogląd na świat oczami Christophera, ale ja nie jestem do tego przekonana. W scenach gwaru powinnam czuć lęk, w scenach detektywistycznych powinnam natomiast odczuwać ekscytację. A ja tego nie czułam.


"Dziwny przypadek psa nocną porą" - Teatr Dramatyczny kadr ze spektaklu

źródło: mat. Teatru Dramatycznego, fot. Katarzyna Chmura


Zastanawiałam się też nad konstrukcją postaci. Poza Christopherem – który oczywiście dominuje na scenie i aktorsko jest w tym bardzo dobry i przekonujący – pozostali bohaterowie byli zaledwie zarysowani. Ojciec, matka, nauczycielka, sąsiadka – ich historie są obecne, ale nie mają głębi. Brakowało mi emocjonalnego ciężaru, który te postacie mogłyby wnieść. Najbardziej rozczarowała mnie postać matki – potraktowana jakby bez przekonania, bez wyrazistego rysu psychologicznego. A przecież mogła być równie ważnym nośnikiem emocji i opowieści, co sam Christopher. Zastanawiam się, czy tak blado widział wszystkich innych ludzi chłopiec i czy w książce również są oni tacy nijacy, bezbarwni, czy może nie zostało to odpowiednio oddane na scenie. Jestem w stanie obronić obie wersje, ale na ten moment myślę, że problemem jestem ja i moje nieprzeczytanie literatury. Nie będę się więc mądrzyć.


Czy polecam wybrać się na ten spektakl? Jak zawsze odpowiedź brzmi: TAK. Ale chyba jednak najpierw proponowałabym przeczytać książkę. To zawsze najlepsza kolejność, a mój niedosyt może wynikać właśnie z tego, że ta kolejność będzie u mnie zaburzona. To nie jest spektakl, który zostanie ze mną na długo. Ale może być punktem wyjścia do sięgnięcia po coś więcej – po książkę, po refleksję nad tym, jak różnie postrzegamy świat. A to zawsze lubię.



KulturoNIEznawczyni



Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner


tagi: Dziwny przypadek psa nocną porą Teatr Dramatyczny recenzja, ile trwa, czy warto, na co do teatru, spektakle warszawa, najlepsze spektakle 2025, teatr, strona o teatrze, streszczenie, opinia, recenzja, opis, ocena, relacja, teatr na podstawie książki, krytyk literacki, krytyk teatralny warszawa

Komentarze


bottom of page