top of page

"Mały Fiat, Wielka Miłość" - Taneczna Italia ze Stefano Terrazzino na czele [recenzja]

Zaktualizowano: 12 lip

Lato w Warszawie to czas oddechu od codzienności. To moment, kiedy instytucje kultury łapią oddech po wymagającym sezonie, ale scena – ta plenerowa – zaczyna pulsować jeszcze mocniej. Teatry mają wakacje, ale kultura nie śpi. Wręcz przeciwnie – dzieje się, i to na świeżym powietrzu. Tak było na Bemowie, gdzie podczas darmowego wydarzenia odbyła się premiera spektaklu „Mały fiat, wielka miłość”. I to nie byle jaka premiera – bo nieczęsto spotyka się wydarzenia z taką klasą, takim poziomem i… taką serdecznością. Włosko-polska opowieść, warszawska publiczność, taniec, śpiew, humor, emocje i prawdziwe pistacjowe gelato pod sceną. Czy można chcieć więcej?


Za spektaklem stoi Stefano Terrazzino – postać w Polsce już niemal kultowa. Rozpoznawalny dzięki „Tańcu z gwiazdami”, ale od wielu, wielu lat pokazuje, że nie wolno go zamykać tylko w tej szufladzie. To pełnoprawny artysta, który potrafi poruszyć głosem, tańcem, słowem, ruchem scenicznym i humorem. Wielki tancerz, choreograf, aktor, juror, scenarzysta... Jednym słowem - artysta. A co najważniejsze – niezwykle sympatyczny i z sercem na dłoni, co było widać od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu.


W 2025 roku świętuje 20-lecie swojej obecności artystycznej w Polsce, a „Mały fiat, wielka miłość” jest tego jubileuszu pięknym uhonorowaniem. Terrazzino nie tylko prowadzi spektakl, nie tylko w nim występuje – ale przede wszystkim zaprasza do swojego świata. Świata pełnego pozytywnej energii, włoskiej radości życia i ogromnego szacunku do sztuki tanecznej.


Mały Fiat Wielka Miłość recenzja plakat

Stefano Terrazzino to człowiek-orkiestra, ale w tym najbardziej włoskim sensie – z duszą, wdziękiem i ciepłym uśmiechem, który wygrywa każdą scenę. Dawno temu byłam na jego koncercie i wtedy jeszcze byłam szalenie zaskoczona, jak dobrze śpiewa. Teraz już się nie dziwię – wiem, że to taki artysta, który po prostu wszystko robi na wysokim poziomie. I śpiew, i taniec, i aktorstwo, i humor – to wszystko się w nim miesza i pięknie uzupełnia.


Oczywiście szerokiej publiczności Stefano znany jest głównie z „Tańca z gwiazdami” – i tu jest właśnie coś pięknego: bo to jeden z tych przypadków, gdy tancerz staje się większą gwiazdą niż celebryta, którego miał uczyć. I bardzo dobrze! Tacy ludzie, z takim talentem, inteligencją sceniczną i sercem do pracy, absolutnie zasługują na swoje miejsce na scenie. I to nie tylko w świetle telewizyjnych reflektorów, ale właśnie w takich autorskich projektach. Terrazzino to nie tylko artysta – to serce całego przedsięwzięcia, które bije w rytmie tanga, walca i samby, ale też w rytmie śmiechu i wzruszeń.


Mały Fiat Wielka Miłość kadr ze sztuki

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl


Spektakl oparty jest na historii – prostej, ale bardzo uniwersalnej. Mamy młodą parę, mamy rodziców, mamy włoską rodzinę, miłość, niezgodę, wesele, decyzje i powroty. Fabuła nie pretenduje do nowatorskiego odkrycia świata, ale trzyma spektakl w ryzach i daje strukturę dla najważniejszego – opowieści wyrażonej ciałem, emocjami, ruchem.


To nie jest spektakl taneczny w klasycznym sensie. To jest teatr tańca towarzyskiego. Coś, co wciąż zbyt rzadko się widuje – a szkoda, bo to forma absolutnie porywająca. Widziałam na tej scenie emocje ujęte w choreografie, historie opowiedziane przez rumbę, paso doble, walcem, sambą czy tangiem. Niezwykle poruszyła mnie scena solo Alberta Kosińskiego z walizką – piękna, symboliczna, ale tak silna, że nie sposób było oderwać wzroku. Był w tym taniec, był teatr fizyczny, była opowieść o odejściu, rozstaniu, nadziei.


Równie genialna była choćby scena z trójką postaci: Padre, Gianną i Przemkiem – kiedy ojciec nie zgadza się na ślub najmłodszej córki z młodym Polakiem. Taniec we troje to zawsze trudna forma, ryzykowna, łatwo tu o chaos – ale nie przy takim poziomie tancerzy. Było lekko, żartobliwie, a jednocześnie czysto i precyzyjnie.


Mały Fiat Wielka Miłość kadr ze sztuki

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl


Nie można mówić o „Małym fiacie…” bez podkreślenia ogromnej klasy tancerzy, którzy wystąpili na scenie. Albert Kosiński to artysta, którego taniec jest pełen świadomości ruchu, dramaturgii i techniki na najwyższym poziomie. W jego ruchu widać nie tylko warsztat, ale i duszę. Z łatwością przechodzi od emocjonalnych solówek do dynamicznych układów grupowych. Trudno było oderwać od niego wzrok.


Z kolei Janja Lesar to już tancerka-legenda – znana szerszej publiczności również z „Tańca z gwiazdami”, ale na scenie pokazuje o wiele więcej niż program telewizyjny potrafi oddać. Precyzja, ekspresja, muzykalność i ogromne poczucie humoru – Janja potrafi zbudować klimat całej sceny jednym spojrzeniem i jednym gestem. Jej komentarze na żywo podczas występu dodawały spektaklowi autentyczności i bezpretensjonalnej radości. Zresztą cały zespół tancerzy zasługuje na wielkie oklaski, bo na scenie w Bemowie nikt nie odstawał. Mamy bardzo równy i wysoki poziom, który chce się oglądać.


Mały Fiat Wielka Miłość kadr ze sztuki

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl


Organizatorzy zadbali nie tylko o stronę artystyczną – był też smak Włoch w literalnej postaci. Pod sceną można było dostać prawdziwe, włoskie, pistacjowe gelato, co przy upalnym dniu było genialnym ruchem. To niby detal, ale bardzo znaczący – wzmacniał klimat, dbał o komfort widzów i był ukłonem w stronę kultury włoskiej.


Publiczność była zaangażowana i żywa – co czasem niesie wyzwania. Tak było z jednym z widzów, nazwanym przez Stefano „panem Bigosem”, który klaskał i krzyczał nie w porę, a dodatkowo dokładał komentarze również na temat polskiego i włoskiego jedzenia. Terrazzino jednak poradził sobie z tą sytuacją z ogromną klasą i humorem – nie zignorował, ale wciągnął pana Bigosa w lekką interakcję, rozbrajając go z wdziękiem. To także świadczy o wysokim poziomie scenicznego doświadczenia.


Z kolei moment, w którym kilka osób z publiczności zostało zaproszonych na scenę w roli rodziny młodej pary, był jednym z najzabawniejszych i najbardziej bezpośrednich. Prosto, naturalnie, śmiesznie – jak na prawdziwym weselu. Komentarze wyciągającej na scenę widzów Janji Lesar były bezbłędne.


Mały Fiat Wielka Miłość kadr ze sztuki


Czy warto? Zdecydowanie tak. „Mały fiat, wielka miłość” to spektakl, który nie udaje wielkiej sztuki, a jednocześnie jest sztuką w najczystszej formie. Sztuką tańca, ruchu, opowieści, wspólnoty. Dla miłośników tańca towarzyskiego – prawdziwa uczta. Dla tych, którzy kochają Włochy – ciepła, znajoma historia. A dla wszystkich – półtorej godziny uśmiechu, wzruszenia i zachwytu. Na wolny wieczór pod gołym niebem? Perfekcyjnie.


Organizatorom serdecznie dziękuję za zaproszenie.


KulturoNIEznawczyni



Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner

tagi: Mały fiat wielka miłość recenzja, Terrazzino, Lesar, Kosiński, Janicka, spektakl, sztuka, musical, muzyczny, spektakle warszawa, sztuki, wakacje w teatrze, muzyka, taniec towarzyski, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, krytyk teatralny, krytyk literacki

Komentarze


bottom of page