"Mały Fiat, Wielka Miłość" - Taneczna Italia ze Stefano Terrazzino na czele [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni

- 9 lip
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 12 lip
Lato w Warszawie to czas oddechu od codzienności. To moment, kiedy instytucje kultury łapią oddech po wymagającym sezonie, ale scena – ta plenerowa – zaczyna pulsować jeszcze mocniej. Teatry mają wakacje, ale kultura nie śpi. Wręcz przeciwnie – dzieje się, i to na świeżym powietrzu. Tak było na Bemowie, gdzie podczas darmowego wydarzenia odbyła się premiera spektaklu „Mały fiat, wielka miłość”. I to nie byle jaka premiera – bo nieczęsto spotyka się wydarzenia z taką klasą, takim poziomem i… taką serdecznością. Włosko-polska opowieść, warszawska publiczność, taniec, śpiew, humor, emocje i prawdziwe pistacjowe gelato pod sceną. Czy można chcieć więcej?
Za spektaklem stoi Stefano Terrazzino – postać w Polsce już niemal kultowa. Rozpoznawalny dzięki „Tańcu z gwiazdami”, ale od wielu, wielu lat pokazuje, że nie wolno go zamykać tylko w tej szufladzie. To pełnoprawny artysta, który potrafi poruszyć głosem, tańcem, słowem, ruchem scenicznym i humorem. Wielki tancerz, choreograf, aktor, juror, scenarzysta... Jednym słowem - artysta. A co najważniejsze – niezwykle sympatyczny i z sercem na dłoni, co było widać od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu.
W 2025 roku świętuje 20-lecie swojej obecności artystycznej w Polsce, a „Mały fiat, wielka miłość” jest tego jubileuszu pięknym uhonorowaniem. Terrazzino nie tylko prowadzi spektakl, nie tylko w nim występuje – ale przede wszystkim zaprasza do swojego świata. Świata pełnego pozytywnej energii, włoskiej radości życia i ogromnego szacunku do sztuki tanecznej.

Stefano Terrazzino to człowiek-orkiestra, ale w tym najbardziej włoskim sensie – z duszą, wdziękiem i ciepłym uśmiechem, który wygrywa każdą scenę. Dawno temu byłam na jego koncercie i wtedy jeszcze byłam szalenie zaskoczona, jak dobrze śpiewa. Teraz już się nie dziwię – wiem, że to taki artysta, który po prostu wszystko robi na wysokim poziomie. I śpiew, i taniec, i aktorstwo, i humor – to wszystko się w nim miesza i pięknie uzupełnia.
Oczywiście szerokiej publiczności Stefano znany jest głównie z „Tańca z gwiazdami” – i tu jest właśnie coś pięknego: bo to jeden z tych przypadków, gdy tancerz staje się większą gwiazdą niż celebryta, którego miał uczyć. I bardzo dobrze! Tacy ludzie, z takim talentem, inteligencją sceniczną i sercem do pracy, absolutnie zasługują na swoje miejsce na scenie. I to nie tylko w świetle telewizyjnych reflektorów, ale właśnie w takich autorskich projektach. Terrazzino to nie tylko artysta – to serce całego przedsięwzięcia, które bije w rytmie tanga, walca i samby, ale też w rytmie śmiechu i wzruszeń.

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl
Spektakl oparty jest na historii – prostej, ale bardzo uniwersalnej. Mamy młodą parę, mamy rodziców, mamy włoską rodzinę, miłość, niezgodę, wesele, decyzje i powroty. Fabuła nie pretenduje do nowatorskiego odkrycia świata, ale trzyma spektakl w ryzach i daje strukturę dla najważniejszego – opowieści wyrażonej ciałem, emocjami, ruchem.
To nie jest spektakl taneczny w klasycznym sensie. To jest teatr tańca towarzyskiego. Coś, co wciąż zbyt rzadko się widuje – a szkoda, bo to forma absolutnie porywająca. Widziałam na tej scenie emocje ujęte w choreografie, historie opowiedziane przez rumbę, paso doble, walcem, sambą czy tangiem. Niezwykle poruszyła mnie scena solo Alberta Kosińskiego z walizką – piękna, symboliczna, ale tak silna, że nie sposób było oderwać wzroku. Był w tym taniec, był teatr fizyczny, była opowieść o odejściu, rozstaniu, nadziei.
Równie genialna była choćby scena z trójką postaci: Padre, Gianną i Przemkiem – kiedy ojciec nie zgadza się na ślub najmłodszej córki z młodym Polakiem. Taniec we troje to zawsze trudna forma, ryzykowna, łatwo tu o chaos – ale nie przy takim poziomie tancerzy. Było lekko, żartobliwie, a jednocześnie czysto i precyzyjnie.

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl
Nie można mówić o „Małym fiacie…” bez podkreślenia ogromnej klasy tancerzy, którzy wystąpili na scenie. Albert Kosiński to artysta, którego taniec jest pełen świadomości ruchu, dramaturgii i techniki na najwyższym poziomie. W jego ruchu widać nie tylko warsztat, ale i duszę. Z łatwością przechodzi od emocjonalnych solówek do dynamicznych układów grupowych. Trudno było oderwać od niego wzrok.
Z kolei Janja Lesar to już tancerka-legenda – znana szerszej publiczności również z „Tańca z gwiazdami”, ale na scenie pokazuje o wiele więcej niż program telewizyjny potrafi oddać. Precyzja, ekspresja, muzykalność i ogromne poczucie humoru – Janja potrafi zbudować klimat całej sceny jednym spojrzeniem i jednym gestem. Jej komentarze na żywo podczas występu dodawały spektaklowi autentyczności i bezpretensjonalnej radości. Zresztą cały zespół tancerzy zasługuje na wielkie oklaski, bo na scenie w Bemowie nikt nie odstawał. Mamy bardzo równy i wysoki poziom, który chce się oglądać.

źródło: mat. ze strony spektaklu: malyfiatwielkamilosc.pl
Organizatorzy zadbali nie tylko o stronę artystyczną – był też smak Włoch w literalnej postaci. Pod sceną można było dostać prawdziwe, włoskie, pistacjowe gelato, co przy upalnym dniu było genialnym ruchem. To niby detal, ale bardzo znaczący – wzmacniał klimat, dbał o komfort widzów i był ukłonem w stronę kultury włoskiej.
Publiczność była zaangażowana i żywa – co czasem niesie wyzwania. Tak było z jednym z widzów, nazwanym przez Stefano „panem Bigosem”, który klaskał i krzyczał nie w porę, a dodatkowo dokładał komentarze również na temat polskiego i włoskiego jedzenia. Terrazzino jednak poradził sobie z tą sytuacją z ogromną klasą i humorem – nie zignorował, ale wciągnął pana Bigosa w lekką interakcję, rozbrajając go z wdziękiem. To także świadczy o wysokim poziomie scenicznego doświadczenia.
Z kolei moment, w którym kilka osób z publiczności zostało zaproszonych na scenę w roli rodziny młodej pary, był jednym z najzabawniejszych i najbardziej bezpośrednich. Prosto, naturalnie, śmiesznie – jak na prawdziwym weselu. Komentarze wyciągającej na scenę widzów Janji Lesar były bezbłędne.

Czy warto? Zdecydowanie tak. „Mały fiat, wielka miłość” to spektakl, który nie udaje wielkiej sztuki, a jednocześnie jest sztuką w najczystszej formie. Sztuką tańca, ruchu, opowieści, wspólnoty. Dla miłośników tańca towarzyskiego – prawdziwa uczta. Dla tych, którzy kochają Włochy – ciepła, znajoma historia. A dla wszystkich – półtorej godziny uśmiechu, wzruszenia i zachwytu. Na wolny wieczór pod gołym niebem? Perfekcyjnie.
Organizatorom serdecznie dziękuję za zaproszenie.
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Mały fiat wielka miłość recenzja, Terrazzino, Lesar, Kosiński, Janicka, spektakl, sztuka, musical, muzyczny, spektakle warszawa, sztuki, wakacje w teatrze, muzyka, taniec towarzyski, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, krytyk teatralny, krytyk literacki


!["Next to normal" Teatr Syrena porusza trudny temat [recenzja]](https://static.wixstatic.com/media/f75ff7_ce4872142d0d4d9fb8b70e99c60e1019~mv2.png/v1/fill/w_412,h_589,al_c,q_85,enc_avif,quality_auto/f75ff7_ce4872142d0d4d9fb8b70e99c60e1019~mv2.png)
![Koncert jubileuszowy Ireny Santor z zespołem Polyphonics [relacja]](https://static.wixstatic.com/media/f75ff7_cc5b14395d7a4315a441d56dd1a15191~mv2.jpg/v1/fill/w_600,h_850,al_c,q_85,enc_avif,quality_auto/f75ff7_cc5b14395d7a4315a441d56dd1a15191~mv2.jpg)
Komentarze