"My Way" - Krystyna Janda o ludziach i życiu | Teatr Polonia [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 13 godzin temu
- 4 minut(y) czytania
„My Way” to nie spektakl, to nie stand-up, a już na pewno nie klasyczna teatralna rola. To spotkanie – wieczór, podczas którego Krystyna Janda staje na scenie sama i przez sto minut opowiada o sobie. Warto to podkreślić, bo ktoś, kto przyjdzie do Teatru Polonia spodziewając się fabularnego przedstawienia, może się zdziwić. A jednak ten monolog okazuje się czymś dużo więcej niż kolejnym punktem w teatralnym repertuarze – to osobista opowieść o drodze, o marzeniach i ludziach, którzy stali się częścią życia jednej z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek.
Całość zaczyna się ciepło, niemal domowo – bez patosu, bez sztuczności. Janda wychodzi na scenę w długiej, wieczorowej sukni i wita się z nami klasycznym "Dobry wieczór". Po tych słowach padają pierwsze głośne brawa. Aktorka już chwilę później wciąga publiczność w świat anegdot i wspomnień, które układają się w barwną mozaikę jej życia zawodowego i prywatnego. Zaczyna od przedstawienia pierwszych lat życia. Zachowuje chronologię wspominając czasy szkolne i pierwsze kroki w szkole teatralnej.
Historia rozpędza się, gdy bohaterką opowieści staje się Honorata – opiekunka domu, rodziny, „dobra dusza” – to przykład na to, jak w prosty sposób można połączyć śmiech ze wzruszeniem. Jest tu sporo dowcipnych historii, które sala przyjmuje salwami śmiechu, ale też wdzięczność i ciepłe wspomnienie o kobiecie, której już nie ma. Takich momentów w „My Way” jest wiele – niby lekka opowieść, a jednak mocno osadzona w emocjach. Bo takie właśnie jest życie i nie ma tu znaczenia, czy jesteś malarzem, sportowcem, farmaceutą czy pracownikiem biurowym. Nie ominą cię w życiu narodziny nowych i odejścia tych, po których trudno załatać pustkę.

Ważny fragment zajmuje też miłość – zwłaszcza wspomnienie o Edwardzie Kłosińskim, mężu Jandy od 1981 roku do śmierci artysty w 2008 roku. Aktorka mówi o nim z ogromną czułością, bez wielkich słów, ale w taki sposób, że nietrudno uwierzyć w piękno tego związku. To fragmenty, które szczególnie poruszają – może dlatego, że intymne, bardzo osobiste, a jednocześnie uniwersalne. Obok nich pojawiają się krótkie wspomnienia wcześniejszego związku małżeńskiego z Andrzejem Sewerynem, którego owocem jest córka pary - Maria Seweryn oraz przyjaźni: Jerzego Stuhra, Magdy Umer, Andrzeja Wajdy. Każda z tych osób ma w tej opowieści swoje miejsce, i to nie w cieniu Jandy, a jako równoprawny bohater jej życia. Dzięki temu „My Way” staje się opowieścią nie tylko o niej samej, ale o całym środowisku artystycznym, które współtworzyło polski teatr i kino ostatnich dekad.
Szczególnie interesująca jest część dotycząca powstawania Teatru Polonia. Janda opowiada o betonie, wizjach, marzeniach, przeszkodach i o tym, jak z niczego udało się stworzyć coś trwałego i wartościowego. Dla kogoś, kto lubi historie o determinacji i budowaniu czegoś „na przekór wszystkiemu”, to chyba najbardziej imponujący fragment wieczoru. Dla mnie na pewno. Nie jest to już tylko opowieść aktorki, ale dowód na siłę pasji i konsekwencji – lekcja, że marzenia są po to, by je realizować, nawet jeśli brzmią szalenie, a stawianie wszystkiego na jedną kartę bywa w życiu okrutnie trudne, ryzykowne, ale niekiedy konieczne. Konieczne, gdy pragnie się zostać zapamiętanym i konieczne, gdy chce się żyć w zgodzie z samym sobą. Nie tłumiąc swoich artystycznych emocji w środku, lecz dzieląc się nimi ze światem.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Jest też wątek czasu wojennego, wspomnienia o stanie wojennym, których młodsze pokolenie – takie jak ja – nie może pamiętać z własnego doświadczenia. Jednak patrząc na reakcje publiczności, widać było, że dla wielu osób siedzących na widowni były to słowa znaczące, przywołujące liczne wspomnienia. Właśnie w tym tkwi siła „My Way” – w połączeniu prywatnego z uniwersalnym, tego co bardzo osobiste z tym, co wspólne. Można w tych opowieściach usłyszeć proste słowa i chęć do poznania zwykłego, normalnego człowieka. Nie da się jednak stłumić tego, jak barwną, ciekawą i odważną postacią jest Janda. Nie da się i nigdy nie powinno być to celem. To kobieta - petarda, która potrafi walczyć o swoje i nie zatrzymuje się, gdy napotyka na przeszkodę.
Szyk, klasa, elegancja i elokwencja – a do tego poczucie humoru i pewność siebie. Krystyna Janda poświęciła całe życie sztuce. Teatr dał jej niezwykle wiele, ale równie wiele wymagał. To nie tylko godziny pracy, wysiłek, zdrowie czy energia, lecz także konieczność rezygnacji z osobistych chwil. Zdarzało się, że zamiast w ciszy i zadumie żegnać bliskich, musiała ponownie zakładać sceniczne kostiumy i wyjść na scenę, by bawić publiczność. Ze sceny pada wymowne zdanie "Nie było czasu na życie".
W jej ślady poszła córka - Maria Seweryn, którą chętnie zobaczyłabym w duecie z mamą na scenie. Może na 75. urodziny Krystyny Jandy panie wspólnie stworzą wystąpienie, w którym córka będzie w stanie sporo dopowiedzieć o historii rodzicielki mając nieco inną perspektywę na jej życie? Przyznam, że byłoby to dla mnie coś szalenie ciekawego, bo już podczas "My Way" były fragmenty, w których myślałam sobie, że świetne byłoby dopowiedzenie danej historii jeszcze z jednej perspektywy.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
A finał? Utwór „My Way” w wykonaniu Krystyny Jandy, ze zmienionym, osobistym tekstem. Śpiewane podsumowanie całej drogi, całego życia – pomysł prosty, a bardzo poruszający. Obok mnie jedna z widzek ocierała łzy i wcale się nie dziwię. Ten moment działa, i to mocno. I może wokalnie tego dnia Janda nie była w najwyższej formie, to też miało to swój dodatkowy smak. Smak przejść, przeżyć i energii pozostawionej w scenach teatralnych w całej Polsce, ale przede wszystkim tu w Warszawie.
Po takim wieczorze wychodzi się z poczuciem, że zobaczyło się Jandę nie tylko jako wielką aktorkę, ale przede wszystkim jako człowieka. Kogoś, kto kochał, kto stracił, kto śmiał się i płakał, kto budował i kto marzył. I to jest chyba największa wartość „My Way”. Zamiast roli dostajemy osobę – bez maski. A to, że ta osoba to Krystyna Janda, sprawia, że wieczór ten zostaje w pamięci na długo. Ja sama przez kilka dni miałam w sobie jakąś cichą radość i spokój – jakby te opowieści przeniosły się na mnie. I to, myślę, najlepsza rekomendacja.
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: My Way Janda Teatr Polonia recenzja, recenzja, spektakle warszawa, monolog, sztuki Warszawa, teatry w Warszawie, spektakle, blog o teatrze, strona o teatrze, recenzje teatralna, opinia, ocena, opis, o czym jest, czy warto obejrzeć, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni.pl, kulturonieznawczyni.pl, kulturonieznawczyni.com, kulturoznawczyni.com, najlepsze komedie w warszawie, Krystyna Janda teatr
Komentarze