"Late Night Magic" Polskie Stowarzyszenie Iluzji czaruje w Teatrze Rampa [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni

- 8 paź
- 4 minut(y) czytania
Wieczór z magią w rampowym klubie tragediowym miał w sobie coś ze stand upu, coś z pole dance'u i coś z klimatycznego spotkania w gronie znajomych, a... no i coś z magii. Choć nie wszystkie numery spełniły moje oczekiwania, całość pozostawiła po sobie przyjemne wrażenie. Late Night Magic to wydarzenie, które nie udaje wielkiej gali iluzji, raczej stawia na lekkość, atmosferę i zabawę – i to właśnie klimat, a nie widowiskowe sztuczki, był jego najmocniejszą stroną.
To druga edycja Late Night Magic organizowanego przez Polskie Stowarzyszenie Iluzji, którego prezesem jest Wojciech Rotowski. Wieczór na kameralnej scenie Teatru Rampa otworzyła Aleksandra Górska, łącząc elementy pole dance z tańcem. Jej pokaz miał na pewno wdzięk i lekkość, ale pozostawił niedosyt. W kontekście wydarzenia, które reklamowane jest jako show magiczne, można było odnieść wrażenie, że taneczna część przeważyła nad warstwą magii. Oczywiście doceniam umiejętności artystki, bo są na pewno nieprzeciętne, ale to nie był występ, na który czekałam. Raczej więc uznaje go za miłe wprowadzenie do wieczoru; choć nie obyło się bez wpadki. Występ został przerwany z powodów technicznych i dopiero po chwili tancerka ponownie weszła na scenę i swój występ dokończyła. I za to należą się brawa.

Sporo ciekawości budził u mnie występ Wojciecha Rotowskiego, znanego szerokiej publiczności z telewizji, a dokładniej z roli Jarka w serialu "Na Wspólnej". W pamięci widzów zapisał się tam jako bohater z nutą magii i cyrkowych umiejętności, co tym bardziej budziło ciekawość, jak poradzi sobie w formule scenicznego show. Tym razem jednak jego występ oparty na manipulacjach szklankami i puszkami okazał się mniej spektakularny, niż można by oczekiwać.
Było to bardziej ćwiczenie ze zręczności i fizyki niż pokaz prawdziwej iluzji. Co gorsza, nie obyło się bez wpadek – w pewnym momencie ciecz wylała się z kulistych naczyń w nieodpowiednim momencie, odbierając numerowi cały efekt. Takie drobne potknięcia są oczywiście wpisane w ryzyko występów na żywo, jednak w kontekście krótkiego programu całości wydawało się ich po prostu za dużo. Wojtek na scenie, jak i poza nią wygląda na świetnego, zabawnego gościa i swoją energią i uśmiechem nadrabiał wszelkie małe niepowodzenia sceniczne. Świetne jest to, że można łączyć kilka swoich pasji i to pokazuje Wojciech Rotowski, który gra w serialach, spektaklach teatralnych, a wieczorami czaruje i organizuje kolejne magiczne projekty, wkręcając w ten świat kolejnych utalentowanych ludzi. Super sprawa!

źródło: instagram Wojciecha Rotowskiego, @wojtek_rotowski
Dwa razy w programie pojawiły się pokazy z ogniem. Drugi z nich był bardziej dynamiczny i energetyczny, ale efekt zaskoczenia był mniejszy – publiczność wiedziała już, czego się spodziewać. Szkoda, że zabrakło większej koordynacji pomiędzy artystami – zróżnicowanie repertuaru mogłoby wnieść świeżość i nadać całości bardziej urozmaicony rytm. A jeżeli dwóch artystów miało podobny pomysł na swój występ, to fajnie byłoby to show jakoś połączyć. Jest to na pewno temat do przemyślenia na przyszłość.
Na szczególne wyróżnienie w moich oczach zasłużył Roman Słomka, prowadzący całe wydarzenie. Jego kontakt z publicznością był swobodny i naturalny, a jednocześnie pełen wyczucia. Potrafił rozładować atmosferę, a jego humor był inteligentny i nienachalny. Dzięki niemu chaos scenicznych wpadek nie przytłoczył odbioru całego wydarzenia. Zgrabnie z tego wszystkiego wychodził obronną ręką. Dzięki jego otwartości i pomysłowości wszelkie przerwy na uporządkowanie sceny były bardzo przyjemne i pełne wdzięku. Zabawna była interakcja między Słomką a panią w pierwszym rzędzie.

fot. KulturoNIEznawczyni
Na zakończenie wieczoru pojawił się artysta, który zdecydowanie wyróżnił się na tle pozostałych. Sławomir Piestrzeniewicz, występujący pod pseudonimem Arsène Lupin, zaprezentował program, w którym nie chodziło wyłącznie o efektowną sztuczkę z papierosem, lecz także o narrację i klimat. Jego pokaz miał strukturę – widzowie mogli poczuć, że uczestniczą w opowieści, a nie tylko obserwują kolejne techniczne triki. To właśnie ta dbałość o dramaturgię sprawiła, że występ zapadł w pamięć i oceniam go zdecydowanie najwyżej spośród wszystkich zaprezentowanych tego wieczoru.
Największym problemem drugiej edycji "Late Night Magic" była jak dla mnie długość pojedynczych występów. Krótkie, kilkuminutowe numery sprawiały, że trudno było wejść w klimat i nacieszyć się daną sztuczką. Może lepszym rozwiązaniem byłoby zaproszenie mniejszej liczby artystów, którzy mieliby szansę rozwinąć swoje programy i pokazać pełnię umiejętności lub zwyczajnie wydłużyć całe show. Myślę, że danie każdemu artyście dwadzieścia minut na scenie wpłynęłoby bardzo korzystnie na odbiór jego występu. Wejście w klimat, oczarowanie widza chwilę trwa, więc niech ta chwila w kolejnej edycji będzie jednak dłuższa.

fot. KulturoNIEznawczyni
Najwięcej emocji paradoksalnie przyniosła nie część główna programu, lecz open stage, w którym swoje umiejętności prezentowali spontanicznie zapisani artyści. Szczególnie zapamiętałam występ młodego iluzjonisty znanego z programu „Mam talent” (ale mi nieznanego). Dawid "Aryman" Świstek zaprezentował numer oparty na podobnej konwencji co pokaz Wojciecha Rotowskiego – jednak zamiast trójkąta wykorzystał koło. Trik z podwójnym obrotem, któremu długo towarzyszyła atmosfera niepewności, ostatecznie zakończył się sukcesem, a sala zareagowała na to głośnym aplauzem. Publiczność żywo kibicowała artyście, a jego energia i ryzykowność sprawiły, że ta spontaniczna część wieczoru okazała się bardziej widowiskowa niż niejeden punkt oficjalnego programu.

fot. KulturoNIEznawczyni
Na scenie zaprezentował się też magik-raper Rafaello i spec od pamiętania numerów w telefonie. Rafaello najpierw czarował z kartami i rymami zapraszając trzy osoby na scenę, a na koniec w duecie z innym, zgłoszonym spontanicznie raperem, poprowadził improwizowaną bitwę na wersy. Co ważne, Słomka narzucił zasadę pozytywnego „compliment rapu”, co w mojej ocenie mogło dodać pojedynkowi świeżości i pozytywnego humoru. O ile Rafaello rozpoczął zgodnie z wyznaczonym tematem to jego przeciwnik zupełnie nie poszedł w miłe słowa. Trzeba przyznać, że równo poleciał ze swoimi rymami i szło mu nieźle, ale zupełnie nie taki miał mieć charakter ten pojedynek. Oczywiste jest, że pewne wersy na ubliżenie rywalowi są już przećwiczone i łatwiejsze do zaprezentowania, więc można powiedzieć, że poszedł na łatwiznę.
Gdy pojedynek się zakończył, a znajomi jednego z raperów krzyczeli o rewanż, prowadzący bez wahania zakomunikował koniec części open stage, wyjaśniając jasno, że w tym show rządzi fair play. Ta reakcja spotkała się z aplauzem i tylko potwierdziła, że Słomka był gospodarzem idealnym – z wyczuciem, ale i stanowczością tam, gdzie trzeba. Duże brawa w tym momencie ode mnie. To Słomka tego wieczoru rozdawał karty!
Podsumowując, druga edycja Late Night Magic w Teatrze Rampa była wydarzeniem przyjemnym i klimatycznym, choć niepozbawionym wpadek. Publiczność bawiła się dobrze, ale to przede wszystkim dzięki atmosferze, a nie samej magii której brakło trochę więcej szaleństwa. Organizatorzy mają jednak w ręku ciekawą formułę – wystarczy jeszcze dopracować różnorodność repertuaru i jakość poszczególnych numerów, by kolejne odsłony mogły naprawdę zachwycić. Trzymam mocno kciuki za rozwój projektu!
A ja magicznie znikam i widzimy się niebawem!
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!



!["Lekcje chemii" - Bonnie Garmus | Co poleca przeczytać Iga Świątek? [recenzja]](https://static.wixstatic.com/media/f75ff7_cdb07f15e7914018a57003b8c51cf2dc~mv2.png/v1/fill/w_771,h_1200,al_c,q_90,enc_avif,quality_auto/f75ff7_cdb07f15e7914018a57003b8c51cf2dc~mv2.png)
Komentarze