top of page

"Historia miłosna" | Skrót zamiast emocji | Teatr Współczesny [recenzja]

Są spektakle, po których człowiek wychodzi poruszony, są takie, po których wychodzi zainspirowany, i wreszcie są te, po których wychodzi zdezorientowany, próbując w głowie poukładać wszystko to, co właśnie zobaczył. "Historia miłosna" zdecydowanie należy do tej trzeciej kategorii. W trakcie 95 minut otrzymałam wielowarstwowy kolaż tragedii, w którym miłość jest tylko jednym z wielu tematów, a całość przypomina bardziej próbę upchnięcia całego ludzkiego życia w półtorej godziny. I choć nie sposób odmówić twórcom ambicji, to właśnie ten tematyczny rozmach staje się największym wrogiem spektaklu. Będą spoilery!


Idąc do teatru zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jak wiecie, staram się nie czytać recenzji, opinii ani streszczeń przed spektaklami dramatycznymi (co innego opera, balet i sztuki Warlikowskiego). I tym razem było podobnie. Już po pierwszej scenie zorientowałam się, że właśnie dotarłam na sztukę, której tematem będzie uczucie dwóch kobiet. I nawet się ucieszyłam, bo temat par jednopłciowych to wciąż temat pomijany na polskiej scenie teatralnej. A przynajmniej ja na takie sztuki nie trafiałam.


Historia Miłosna Teatr Współczesny plakat

"Ooo jeeeeeny..." - to pierwsze co przyszło mi do głowy po wyjściu z teatru. A właściwie – pierwsze wielkie westchnienie. "Historia miłosna" wystawiana w Teatrze Współczesnym w Warszawie okazała się bowiem spektaklem, który ambicję ma ogromną, tematów jeszcze więcej, ale emocji… dziwnym trafem najmniej. W 95 minut twórcy próbują opowiedzieć wszystko: miłość, seksualność, macierzyństwo par jednopłciowych, zdradę, chorobę, śmierć, uzależnienie, żałobę, samotność, dorastanie, a nawet wplatają w to wszystko duchy. I jeszcze kilka pomniejszych dramatów, które, gdyby je spisać, wystarczyłyby na trzy osobne spektakle. Można by powiedzieć: „odważnie”. Ale można też uczciwie dodać – „nie tędy droga".


Pierwsza część, zapowiadana jako główna oś "Historii miłosnej", to opowieść o relacji dwóch kobiet – Katii (Katarzyna Dąbrowska) oraz Helene (Barbara Wypych). Pierwsza z nich jest wyoutowaną lesbijką, druga zaś zarzeka się, że jest heteroseksualna i swoje dotychczasowe życie układała u boku mężczyzny. Pierwsze spojrzenia, dotyk, przynajmniej w teorii – powinny być pełne energii charakterystycznej dla początków zakochania. Tego błysku, który sprawia, że widz zaczyna im kibicować. Niestety, nic z tego nie dostajemy. Między bohaterkami nie pojawia się ani chemia, ani czułość, ani erotyczne napięcie. Dotyk jest sztuczny, spojrzenia nieobecne, a pocałunki – nieistniejące. Nie ma tu magii miłości, którą trzeba pokazać, aby przekonać widza, że mamy do czynienia z prawdziwym uczuciem, a nie dziecięcą chęcią spróbowania czegoś nowego.


O ile Katarzyna Dąbrowska jeszcze jakoś próbuje te emocje na scenę wprowadzić tak Barbarze Wypych w tej relacji zupełnie nie wierzę. Jest nieobecna, nienaturalna, nieprzekonująca. Emocje między postaciami w takim spektaklu to podstawa, więc trudno bez nich liczyć na udaną sztukę. Idźmy jednak dalej. Sceny są ultrakrótkie, wszystko dzieje się niczym w Rodzince.pl - scena na dwie minuty, piosenka i przechodzimy dalej. No tak napięcia to nie zbudujemy.


Historia Miłosna Teatr Współczesny kadr ze sztuki

źródło: mat. Teatru Współczesnego


W ekspresowym tempie przechodzimy więc przez podryw przy drinku, pierwszą wspólną noc, związek, ślub humanistyczny i decyzję o dziecku. To wszystko w jakieś dwadzieścia minut. Nieźle co? Helene pragnie macierzyństwa tak bardzo, że namawia partnerkę, by ona podjęła próbę zajścia w ciążę, kiedy jej się to nie udaje. Finalnie więc to Katia na swoim teście widzi dwie kreski i mimo pierwszych chwil szczęścia pary, wszystko się odmienia. W końcu to Helene chciała być matką biologiczną. Ale w sumie to ona namówiła partnerkę na zabieg. No ale widocznie zabolało ją to, że jej się nie udało, a Katii i owszem. No i dramat się zaczyna: zazdrość, pretensje, lęki, ucieczka, nowy mężczyzna, odejście Helene, samotna ciąża. Wszystko to na scenach trwających po kilka minut. Jingiel, zmiana scenografii, kręcimy się, światło ponownie się zapala i nagle minęło dwanaście lat. Materiały na cały sezon serialu. W spektaklu – trzydzieści minut.


Kiedy widz zaczyna się orientować w emocjonalnym chaosie bohaterek, spektakl wykonuje kolejny zwrot akcji – teraz Katia ma dwunastoletnią córkę, raka z przerzutami i kilka tygodni życia. Niezły zwrot akcji co? Jej córka jest już nastolatką, która zaraz zostanie sama. Pojawia się więc w historii brat – alkoholik, od pięciu lat pogrążony w żałobie po żonie zmarłej w wypadku. On z kolei nosi w głowie krwiaka, który może zabić go w każdym momencie. Widuje ducha swojej żony, rozmawia z nią, trzyma się jej kurczowo jak ostatniej namiastki normalności i szczęścia, które kiedyś było jego udziałem. Był świetnym pisarzem, szczęśliwym mężem. Teraz tylko pozostał mu alkohol i widmo kobiety.


To jest już chyba tragedia grecka, melodramat i psychodrama w jednym. Zwłaszcza gdy brat prosi byłą partnerkę swojej siostry, która od kilku lat jest w innym związku (z mężczyzną), by zabrała umierającą Katię "na dwa dni nad morze”. Bo czemu by nie. Po co kobieta ma spędzić ostatni czas z ukochaną córką, jeśli morze powdychać jod z kobietą, która kilkanaście lat wcześniej zdradziła ją i zostawiła samą w ciąży? Nie uwierzcie, ale one jadą nad to morze. Wzdycham.


A w tle – dziecko prowadzące pamiętnik, które w finale oznajmia, że chce zamieszkać z wujkiem. A on musi podjąć decyzję: operować krwiaka i pożegnać na zawsze ducha żony czy żyć z „bombą w głowie”. Ale przy tej drugiej opcji dziewczynka trafi do domu dziecka. Tak przynajmniej twierdzi Agnieszka Pilaszewska wcielająca się w kuratorkę sądową. Szkoda, że tylko tak maleńka ta rola, bo jest to aktorka, którą zawsze chętnie podziwiam na deskach teatru.


Historia Miłosna Teatr Współczesny kadr ze sztuki

źródło: mat. Teatru Współczesnego


Nie mam nic przeciwko wielowątkowości. Ale tu fabuła jest przerywana jak w sitcomie: dwie minuty dialogu – muzyczka – blackout – przesunięcie scenografii – i kolejna „pigułka tragedii”. Nie ma miejsca na rozwój relacji, nie ma budowania napięcia, nie ma zanurzenia w emocjach, nie ma głębokich rozmów. Wszystko jest „odhaczane”, płytkie, jakby reżyser bał się, że widz się znudzi, jeśli zostanie z jednym tematem dłużej niż 180 sekund. To jest największy problem tego spektaklu: chaos zamiast struktury i skrót zamiast emocji.


Najlepiej wypada Monika Pawlicka w roli zmarłej żony brata Katii. Może dlatego, że to postać najbardziej spójna i opanowana. Jako jedyna wprowadza choć chwilę spokoju w tym całym chaosie tragedii. Mimo wszystko doceniam też Dąbrowską, która próbuje ratować konstrukcję wewnętrzną scen i faktycznie ma wachlarz emocji większy niż jeden. Brat – postać z potencjałem – mógłby stać się sercem spektaklu, ale przez większość czasu gra na jednej nucie: ciągle nabuzowany, rozedrgany, na granicy wybuchu. Dopiero sceny z duchem żony dodają mu jakiejkolwiek głębi.


Agnieszka Pilaszewska pojawia się na krótko - za krótko, żeby móc ocenić jej pełen potencjał – szkoda, bo to aktorka, którą chciałoby się oglądać więcej i częściej. Doceniam również młodą aktorkę, która wciela się w córkę Katii. To dobry start w karierę aktorską. W tej roli pojawiają się zamiennie trzy dziewczynki. Niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć, która z nich tego dnia grała na scenie Teatru Współczesnego. Kilkukrotnie wspominałam Wam o moim fatalnym kojarzeniu twarzy i nazwisk. Wybaczcie, bo nie chcę strzelać.


Historia Miłosna Teatr Współczesny kadr ze sztuki

źródło: mat. Teatru Współczesnego


Czy to spektakl odważny? Jeszcze kilka lat temu ktoś mógłby powiedzieć: „tak, bo pokazuje związek dwóch kobiet w polskim teatrze”. Dziś, po parach jednopłciowych tańczących w "Tańcu z Gwiazdami", po wielu kampaniach społecznych i rosnącej widzialności – taki temat już aż tak nie szokuje. Oczywiście wciąż znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to temat, który prowokuje, ale myślę, że przez kilka ostatnich lat trochę się w Polsce zmieniło. Może mam mylne odczucia - jeśli się nie zgadzacie, to koniecznie dajcie znać w komentarzu. Na pewno znacznie trudniejszym tematem byłby spektakl o adopcji lub wychowywaniu dzieci przez parę jednopłciową. Tu mamy jednak samotną matkę.


Problemem nie jest więc tematyka - wręcz przeciwnie, bo temat jest świetny. Problemem jest sposób jego potraktowania – po łebkach, skrótowo, bez pogłębienia. Gdyby spektakl skupił się na jednym wątku, mógłby wybrzmieć przejmująco. A tak – ma fragmenty trzech różnych opowieści, z których żadna nie otrzymuje należnej przestrzeni.


Największy paradoks spektaklu polega na tym, że w historii, która miała opowiadać o uczuciach nie ma uczuć. Nie ma lekkości zakochania, nie ma uśmiechu, nie ma tych słynnych „motylków”, które powinny budować kontrast wobec późniejszej tragedii. Wszystko jest ciężkie od początku do końca. Jakby twórcy postanowili upchnąć całą ludzką niedolę w półtorej godziny.


Historia Miłosna Teatr Współczesny kadr ze sztuki

źródło: mat. Teatru Współczesnego


Tak jak wspomniałam, ja tu widzę tyle tematów, które mogłyby obdarować trzy zupełnie różne sztuki. Poniżej moje propozycje:


Sztuka 1.

Historia dwóch kobiet, które zakochują się w sobie mimo początkowej różnicy doświadczeń i tożsamości. Jedna z nich ma w sobie duży lęk przed wejściem w relację jednopłciową, w której nigdy nie była. Ich związek przeradza się w dramat o granicach miłości i o tym, ile można poświęcić, by spełnić marzenia partnerki. Gdy jedna z bohaterek obsesyjnie pragnie dziecka, a druga — niepewna macierzyństwa — zachodzi w ciążę, ich relacja zaczyna się rozpadać pod ciężarem zazdrości, presji i poczucia niesprawiedliwości. Związek, który miał być dowodem odwagi i czułości, zmienia się w pole walki o prawo do bycia rodziną w sytuacji, gdy w ciele jednej z nich rośnie mały człowiek, który pragnie miłości. Ewentualnie pójście w temat już narodzonego dziecka i rozpadu związku kobiet i trudności wynikających z tej sytuacji.


Sztuka 2.

Śmiertelnie chora matka dowiaduje się, że zostało jej zaledwie kilka tygodni życia, i rozpoczyna dramatyczny wyścig z czasem, by znaleźć osobę, która zaopiekuje się jej dwunastoletnią córką. Po latach milczenia próbuje odbudować więź z bratem, z którym łączy ją skomplikowana przeszłość i nierozwiązane konflikty, jednocześnie stopniowo słabnąc i tracąc kontrolę nad własnym ciałem. W centrum sztuki znajduje się napięcie między odchodzeniem a pozostawianiem czegoś po sobie — w postaci dziecka, pamiętnika, wspomnień i niezamkniętych spraw — oraz pytanie, czy można oswoić śmierć, myśląc tylko o tym, jak ochronić tych, którzy zostaną.


Sztuka 3.

Mężczyzna, który po tragicznej śmierci żony w wypadku pogrążył się w alkoholizmie, żyje w świecie na granicy jawy i urojenia, odwiedzany przez duchowy obraz ukochanej — jedyne, co utrzymuje go przy życiu. Kiedy siostra, z którą od lat nie rozmawia, prosi go o opiekę nad swoją córką, staje przed moralnym i emocjonalnym wyzwaniem, by wyrwać się z destrukcji i spróbować ocalić nie tylko siebie, ale i dziecko. Rosnąca więź z dziewczynką zaczyna go przemieniać, lecz ostatecznie zmusza do dramatycznego wyboru: poddać się operacji, która uratuje mu życie, ale na zawsze odbierze widzenie ukochanej żony — czy pozostać z jej cieniem, ryzykując, że w każdej chwili może umrzeć i zostawić dziewczynkę samą.


Historia Miłosna Teatr Współczesny kadr ze sztuki

źródło: mat. Teatru Współczesnego


Podsumowanie

"Historia miłosna" to przedstawienie, które miało ogromny potencjał, ale rozpadło się pod ciężarem własnych ambicji. Zamiast jednego, mocnego tematu – dostajemy dziesięć. Zamiast emocji – skrót. Zamiast bliskości – chłód.


To spektakl, który miał być intymny, osobisty, głęboki. A pozostawił mnie z poczuciem przesytu i niedosytu jednocześnie. I tak, to nie kwestia „serca z kamienia”. To kwestia tego, że żeby coś czuć – najpierw trzeba mieć czas to poczuć.


To recenzja szczera, bo moje wymagania z każdym kolejnym obejrzanym spektaklem rosną. Niech jednak Was to wszystko nie zwiedzie - każdy spektakl to oddzielna historia i każdy odczuwa go inaczej. Sprawdźcie więc i tę sztukę na własne oczy. A pójść warto choćby przez wzgląd na tematy, które autorzy poruszają i dyskusje, jakie dzięki temu mogą się pojawić.


KulturoNIEznawczyni


Podoba Ci się moja twórczość?

Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!

postaw kawę - baner

tagi: Historia miłosna Teatr Współczesny recenzja, recenzja, teatr, spektakl, opinia, ocena, opinie, czy warto, teatr współczesny spektakle, repertuar teatralny, teatr warszawa, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, dramat warszawa, strona o teatrze, blog o teatrze, recenzje teatralne, krytyk teatralny Warszawa

Komentarze


bottom of page