"Flamenco namiętnie" spektakl plenerowy zabiera nas do Hiszpanii [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni

- 3 wrz
- 3 minut(y) czytania
Na „Flamenco namiętnie” szłam z mieszanką ciekawości i pewnego przeświadczenia, że gdzieś już to widziałam. W mojej głowie migały mi moje początki w stolicy, kiedy całkowicie zagubiona jeździłam po wielkim mieście udzielając korepetycji z matematyki. Najczęściej przejeżdżałam wówczas przez Plac Konstytucji. Flamenco w Warszawie musiało mnie więc złapać już tych dobrych kilka lat temu. Wtedy tylko fragment, teraz już w pełni świadomie i w całości.
W ramach wakacyjnych propozycji Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury i stojących za nią dwóch obiektów: Teatru Polonia i Och-Teatru można w upalne dni zobaczyć wiele spektakli dla dzieci i dorosłych. "Flamenco namiętnie" na pewno się na ich tle wyróżnia przez siłę muzyki i artystów, których na co dzień w żadnym z tych teatrów nie zobaczymy. To raptem dwa z wielu powodów, aby na własne oczy to wydarzenie muzyczne zobaczyć.
Czego się spodziewać idąc na "Flamenco namiętnie"?
Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że... namiętnego tańca flamenco. I jest sporo w tym prawdy. Spektakl plenerowy „Flamenco namiętnie” to bowiem godzinny pokaz, w którym taniec, śpiew, gitara i perkusja łączą się w opowieść o różnych odcieniach ludzkich emocji – od radości po smutek.
Anna Iberszer prezentuje tradycyjny taniec flamenco, Magda Navarrete śpiewa w języku hiszpańskim i (co ciekawe) polskim, Andrzej Lewocki wybitnie akompaniuje na gitarze, a Marek Fedor uzupełnia całość rytmem instrumentów perkusyjnych. Minimalna rola tekstu sprawia, że głównym nośnikiem historii są dźwięk i ruch, które wprowadzają widza w klimat południowej Hiszpanii.

Za przedstawieniem stoi zespół „Corazón Flamenco”, działający od 2006 roku. W swoim repertuarze grupa łączy klasyczne formy flamenco z elementami tanga, bolero, rumby czy rytmów afrykańskich. Artyści współpracują z warszawskimi teatrami, a ich doświadczenie obejmuje zarówno występy na dużych scenach, jak i w kameralnych przestrzeniach klubowych. Poszczególni członkowie zespołu zdobywali umiejętności w Hiszpanii, Argentynie czy USA, co znajduje odzwierciedlenie w różnorodności muzycznych inspiracji obecnych w ich programach.
Spektakl grany jest głównie na Placu Konstytucji, ale niekiedy również można go obejrzeć na Pradze - w Koneserze. I tak właśnie było w moim przypadku. Miejsce nie ma jednak większego znaczenia - wszystko dzieje się na świeżym powietrzu, a wstęp jest darmowy.

źródło: mat. Teatru Polonia
Od pierwszych dźwięków gitary wiedziałam, że jestem w dobrych rękach. Andrzej Lewocki… tu muszę się zatrzymać. To, co robił ze strunami, było na granicy magii. Jego palce poruszały się tak szybko, że miałam wrażenie, że nie nadąża za nimi nawet mój wzrok. Zero przesady – to był popis wirtuozerii, który wzbudził u mnie szczery podziw. I nawet jeśli tego dnia nikt więcej by się na scenie nie pojawił, to wciąż byłabym usatysfakcjonowana. Namiętność tego flamenco jest bowiem w rękach gitarzysty.
I wtedy tak pomyślałam. Bardzo, bardzo chętnie wybrałabym się na koncert gitarzysty. Taki właśnie gitara solo. Bez wokalu, bez tancerzy, bez efektów specjalnych. Może ktoś z Was jest w stanie polecić konkretnego gitarzystę z Warszawy, który takie koncerty daje. Jeśli tak, to dajcie znać o tym w sekcji komentarzy!

źródło: mat. Teatru Polonia
Tancerka flamenco Anna Iberszer to kobieta o łydkach ze stali – przez godzinę wykonywała tysiące kroków, podskoków, obrotów, uderzeń obcasami. Patrząc na nią z pierwszego rzędu, trudno mi było się zrelaksować, bo ja sama niemal czułam napięcie jej mięśni, które musiały szalenie mocno pracować przy tak szybkich, rytmicznych ciosach w podłogę. Ale tu zaznaczam, abyście mnie nie zrozumieli źle – to właśnie ta energia była esencją spektaklu. Ja akurat tym razem skupiłam się bardziej na fizyczności artystki, więc brak relaksu to moja wina. I to celowa.
Widać w ruchach Anny Iberszer perfekcyjną technikę, laaata treningu i wielką siłę, która we flamenco jest równie ważna jak piękny kostium. A kostiumów było cztery – każdy inny, każdy dopasowany do emocji sceny.

źródło: mat. Teatru Polonia
Opowiadana historia – a raczej wyśpiewywana i wytańczona – była o miłości tancerki do żonatego mężczyzny. Część po hiszpańsku, część po polsku. Ten zabieg świetnie się sprawdził – zachował klimat oryginału, a jednocześnie pozwolił widzom zrozumieć, co się dzieje, bez konieczności domyślania się z samych gestów. Ja trochę odpłynęłam i przyznaję się bez bicia, że średnio skupiałam się na konkretnej treści. Skupiłam się na melodii, tańcu, gitarze, no i łydkach, więc polskie słowa utworów docierały do mnie dość nieefektywnie. Ale taka jest właśnie sztuka, że każdy bierze z niej to, czego oczekuje, czego potrzebuje i przede wszystkim to, czego jest najbardziej głodny. Ja byłam głodna ruchu i melodii, a po godzinie czułam się najedzona.
To, co mnie najbardziej ujęło, to fakt, że ten wieczór był czymś zupełnie innym niż typowy repertuar wakacyjny. Obok spektakli dla dzieci, spektakli dramatycznych czy komedii mamy muzyczno-taneczną odskocznię. Oddajcie się rytmowi i emocjom, a będziecie zadowoleni.
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Flamenco namiętnie recenzja, teatr polonia, och teatr, warszawa, teatry w wakacje, grają w wakacje, spektakle plenerowe, darmowe spektakle, darmowe teatry, janda, seweryn, kulturonieznawczyni, krytyk teatralny, recenzja, opinia, opis, streszczenie, o czym jest, opinie, czy warto, gdzie jest scena

!["Mayday" - Och Teatr | Rozkrok między adresami [recenzja]](https://static.wixstatic.com/media/f75ff7_90e63170e2b44e448f44d63d175953af~mv2.png/v1/fill/w_980,h_1404,al_c,q_90,usm_0.66_1.00_0.01,enc_avif,quality_auto/f75ff7_90e63170e2b44e448f44d63d175953af~mv2.png)


Komentarze