top of page

"Pani March", czyli thriller bez emocji, ale i tak czytajcie! [recenzja]

Zaktualizowano: 31 mar 2024

Interesujący opis zapowiadał świetną książkę. Jak widać nie można oceniać książki ani po okładce, ani po opisie wydawcy. Można się zawieść, a ja po przeczytaniu "Pani March" odczucia mam klarowne - jestem zwyczajnie rozczarowana. Czuję też, że książka nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, a to oznacza, że pomimo, że od skończenia tego tytułu minęło raptem kilka dni, ja już dość szybko zapominam, co tam się dokładnie działo. Tydzień, dwa i po tej książce nie będzie śladu w moim umyśle. Będę pisać ten artykuł szybko, żeby uchwycić to, co jeszcze pamietam.


Była to moja pierwsza styczność z twórczością Virginii Feito. Jak się okazuje, jest to całkiem oczywiste, gdyż to debiutancka powieść tej hiszpańskiej autorki. Mówią, że pierwsze koty za płoty i mimo że moje odczucia z tą powieścią nie są zbyt ciepłe, to tak właściwie, mogę jednak zazdrościć owej pani, bo w przeciwieństwie do niej, ja na swoim koncie żadnej wydanej książki <jeszcze> nie mam. Nie jest to jednak strona z samymi "ohhhami i ahhhami", więc coś tam zaraz hobbystycznie pokrytykuję. Bo czemu mam dusić to w sobie?


Pani March - Virgina Feito - okładka książki


Na stronie lubimyczytać.pl znalazłam następujący opis tej książki. Dodaję go, aby móc się odnieść do niego krok po kroku.


"Znakomity thriller psychologiczny z elementami czarnej komedii i satyry społecznej.


Akcja powieści rozgrywa się w środowisku elity towarzyskiej Nowego Jorku. Pani March to żona głośnego amerykańskiego pisarza George’a Marcha. Najnowsza powieść George’a robi furorę. Żona jest dumna ze swojego sławnego męża. Pewnego ranka, właścicielka ulubionej cukierni sugeruje Pani March, że jest pierwowzorem literackim bohaterki ostatniej powieści George’a – odrażającej kobiety o imieniu Johanna.

Ta rzucona mimochodem uwaga powoduje, że pani March nabiera wobec męża coraz więcej podejrzeń… Szperając w jego gabinecie, znajduje wycinek prasowy o zaginionej kobiecie. Czy George miał coś wspólnego z jej zniknięciem? Zadręczając się, spędza samotne noce ze swoimi myślami. Na domiar złego w jej mieszkaniu pojawiają się karaluchy i słychać dziwne dźwięki. Narastający niepokój i zaciekła determinacja w odkrywaniu sekretów męża stopniowo zaczynają zagrażać całemu jej otoczeniu…"



Pierwsza rzecz to już początkowe słowo. Znakomitą tej książki bym nie nazwała. Nie zauważam tu też elementów czarnej komedii. Jeśli są tu takie żarty to prośba o wskazanie konkretnych przykładów. Satyra społeczna, no już prędzej.


Wydaje mi się, że całe zbudowanie postaci jest bardzo płytkie. Mamy oczywiście skupienie uwagi na Pani March, ale tak naprawdę i tak wciąż trudno powiedzieć, że ją znamy. W powieści pojawiają się fragmenty, które w żaden sposób nie są później wyjaśnione. Domyślać się można, że Pani March w jakimś stopniu oszalała. Widzi samą siebie, podejrzewa męża o wszystko co najgorsze, nie ma zaufania do innych ludzi. Nonsensem jest dla mnie to, że historia bazuje na tym, że Pani March dowiaduje się od właścicielki cukierni, że to ona ma być pierwowzorem bohaterki literackiej powieści jej męża. Z racji, że w powieści kobieta ta jest odrażająca i posiada niemalże same negatywne cechy, Pani March jest przerażona wizją, że w oczach męża widnieje jako taka zmora. Co zrobiłby każdy na miejscu kobiety? Przeczytał książkę, by móc dowiedzieć się o czym jest dokładnie, jakie cechy są uwypuklone, czy faktycznie została przedstawiona główna bohaterka jako postać mająca nasze cechy. Prosta logika. Trudno, mówiąc wprost, fiksować się na coś, jeśli dowiadujemy się o tym od przypadkowej osoby i nic później z tym nie robimy.


Pani March ma czas na wszystko, tylko nie na to, aby przeczytać całą książkę. Mi brakuje tu również może fragmentów powieści, jeśli faktycznie gdzieś można byłoby doszukiwać się podobieństw między panią March i Johanną. Sądzę jednak, że brak takich fragmentów jest związany z tym, że wcale mąż pani March nie miał w głowie swojej żony pisząc opowieść o Johannie.


Drugim krokiem, po przeczytaniu książki i uznaniu, że okej, może faktycznie ta cała Johanna przypomina z wyglądu i z zachowania mnie, byłaby rozmowa z autorem powieści. O ile faktycznie do takiej rozmowy gdzieś tam w pewnym momencie doszło, to nie wynika z niej nic. Pani March nadal sądzi, że mąż przedstawił ją jako najgorszą i nadal nie czyta książki od deski do deski. W zamian za to zaczyna szukać jakichkolwiek dowodów, co sprowadza się jedynie do szperania w gabinecie męża. Znajduje tam wycinek artykułu i dopisuje sobie do niego całą mroczną historię o zabójstwie. Nie ma tu oczywiście żadnych dowodów, konkretów, w sumie nawet poszlak. Pani March coraz bardziej sama siebie nakręca i buduje swój własny świat. Sam motyw może i byłby ciekawy, ale opis tego szaleństwa jest bardzo nieszalony. Prosty, nudny, sztuczny. Trudno wejść w głowę pani March i trudno jej współczuć bądź kibicować.


straszny dom w lesie

Miało być intrygująco, a wyszło nudnie i bezbarwnie. Raziło mnie jeszcze dodawanie wielu wtrąceń, czy dopowiedzeń w nawiasach, tak jakby nie wystarczyło napisać np. "Nie było jej syna w domu" tylko autorka decydowała się na dodanie pewnych szczegółów, które były dla historii nieistotne właśnie w nawiasie - w stylu: "Nie było jej syna w domu (pojechał na wycieczkę)."


A zakończenie... banał. Ten koniec nie wymaga nawet komentarza.




Wierzę, że znajdzie się jednak wiele osób, którym książka ta jednak przypadnie bardziej do gustu niż mi. Jako że o gustach się nie dyskutuje, to każdy ma do swojej opinii prawo. Ja staram się nigdy nie odradzać ani czytania danej książki, ani pójścia na konkretny spektakl. Wszystko warto sprawdzić na własnej skórze, by wyrobić własną opinię. Dla mnie "Pani March" to książka, którą zapomnę szybko. Z plusów jakie mogłabym wymienić, to fakt, że czytało się ją stosunkowo szybko. Nie była bardzo wkręcająca, odkrywcza, ale też nie była nudna.




KulturoNIEznawczyni


tagi: "Pani March" thriller bez emocji recenzja, recenzja, opis, streszczenie, ocena, opinie, "Pani March", kryminał, Virginia Feito, blog o literaturze, blog o książkach, kulturonieznawczyni, kulturonieznawczyni

Komentarze


bottom of page