"Czarny Szekspir" Teatr Syrena, czyli niewiele o Aldridge'u [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 30 lis 2024
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 9 mar
Nauka historii w teatrze to wciąż dla mnie najlepsza i najciekawsza opcja na poznawanie przeszłości. W szkole nikt nie zaszczepił we mnie miłości do tego przedmiotu, nad czym zaczęła ubolewać dopiero dorosła ja. Kiedy tylko mam możliwość skubnięcia wiedzy w miłym otoczeniu, korzystam. W wolny dzień wpadłam więc do Teatru Syrena na musical o Irze Aldridge’u. Powody były dwa: uwielbiam musicale i nie wiedziałam kompletnie nic o tym człowieku.
Spektakl "Czarny Szekspir" w Teatrze Syrena opowiada o życiu Iry Aldridge'a, czarnoskórego aktora, który zdobył sławę w XIX-wiecznej Europie jako odtwórca ról szekspirowskich. Jako wybitny artysta sceny, Aldridge mierzył się zarówno z uprzedzeniami rasowymi, jak i wyzwaniami zawodowymi. Sama idea spektaklu brzmi intrygująco – szczególnie w kontekście przedstawienia walki o tożsamość, zderzenia kulturowego i roli sztuki w przełamywaniu barier. Niestety, mimo wysokich oczekiwań, przedstawienie nie w pełni realizuje te założenia, co może rozczarować widzów liczących na głębszy wgląd w życie i twórczość Aldridge'a. Tak jak wspominałam na początku, nie wiedziałam nic o tym człowieku przed pójściem na spektakl. Po wyjściu z niego tak naprawdę wiem niewiele więcej. Ale nie zmienia to faktu, że spektakl zaciekawił mnie do tego, aby poczytać biografię czarnoskórego aktora już we własnym zaciszu.

O czym jest "Czarny Szekspir"?
Spektakl *Czarny Szekspir* w Teatrze Syrena opowiada o życiu Iry Aldridge'a – pierwszego czarnoskórego aktora, który zdobył międzynarodową sławę w rolach szekspirowskich w XIX-wiecznej Europie. Aldridge, amerykański aktor pochodzenia afrykańskiego, jako młody człowiek wyemigrował do Europy, gdzie zyskał uznanie za swoje interpretacje takich postaci jak Otello, Makbet czy Król Lear. Spektakl skupia się nie tylko na jego sukcesach artystycznych, ale także na trudnościach, które musiał pokonać oraz sytuacji politycznej w Europie.
Narratorką tej historii jest Jenny Lind, szwedzka śpiewaczka operowa, która pełni rolę przewodniczki w podróży przez życie Aldridge’a. Chociaż głównym tematem jest historia aktora, przedstawienie porusza także inne wątki związane z przemianami społecznymi XIX wieku – pojawiają się motywy związane z Ukrainą, ruchami anarchistycznymi i różnorodnością kultur, które wówczas przenikały europejskie życie artystyczne.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Krzysztof Bieliński
To, co bardzo mi się spodobało, to fakt, że spektakl ma interesującą konstrukcję i oryginalny sposób angażowania widowni. Aktorzy kilkukrotnie wchodzą w interakcje z publicznością, co stwarza atmosferę zbliżenia i bezpośredniego uczestnictwa w przedstawianych wydarzeniach. Szczególnym przykładem była scena, kiedy Anna Terpiłowska, grająca Jenny Lind, zeszła na widownię i usiadła w jednym z rzędów wchodząc w rolę widza. Oczywiście bardzo spodobało mi się to, że akurat do mnie odwróciła się z pytaniem o wrażenia z przedstawienia. Tego rodzaju zabiegi przełamują dystans między sceną a widownią, co nadaje spektaklowi pewną świeżość i intymność.
Wielokrotnie również inni aktorzy schodzą ze sceny i odgrywają swoje role pomiędzy rzędami publiczności, sprawiając, że widzowie są otoczeni sztuką z każdej strony. Jest to udana próba nawiązania głębszej więzi z widownią i umożliwienia odbioru dzieła z jeszcze mniejszego dystansu. Dodatkowo można przyjrzeć się z bliska strojom, które są piękne!

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Krzysztof Bieliński
Pomimo ciekawych interakcji, cała konstrukcja spektaklu wydaje się niestety chaotyczna. Historia, która mogłaby stanowić spójną narrację o życiu Aldridge’a, jest poszatkowana wieloma wątkami, które ostatecznie nie tworzą spójnej całości. Wprowadzone są różnorodne motywy – od scen z Szekspira, przez rewolucję, po sceny przedstawiające kultury afrykańskie i ruchy anarchistyczne. Przykładem jest pierwsza część spektaklu, która kończy się w środku akcji, budując napięcie. Druga natomiast zaczyna się całkowicie nowym wątkiem, wprowadzając zamieszanie i wywołując wrażenie fragmentaryczności. Przez to spektakl nie daje widzowi jednoznacznych wskazówek, na czym ma się skupić i za czym podążać. Wydaje się, że każdy wątek został tylko zarysowany, ale żaden nie został dogłębnie rozwinięty, co skutkuje poczuciem niedosytu i sprawia, że trudno jest zrozumieć pełny obraz życia prywatnego i zawodowego głównego bohatera.
Największy zarzut, jaki można mieć wobec spektaklu, to brak klarownej osi tematycznej i wystarczającego zgłębienia tematu życia i twórczości Iry Aldridge'a. Pomimo obiecującego punktu wyjścia, jakim jest historia o przełamywaniu barier kulturowych i walce o własną tożsamość, widz może opuścić teatr z poczuciem niedosytu. Mimo kilku odniesień do rasizmu i rewolucji, brak tu wyrazistego przesłania czy głębszej analizy osobistych dylematów głównego bohatera. Spektakl przyciąga uwagę jako próba przybliżenia historii nieznanego szerzej aktora, jednak ostatecznie nie pozwala widzowi w pełni go poznać ani zrozumieć jego wewnętrznych zmagań.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Krzysztof Bieliński
Harmonia głosów aktorów i muzyczna aranżacja robią duże wrażenie. Wokalnie spektakl prezentuje się świetnie, a całość jest dopracowana w najmniejszych szczegółach, co dowodzi dużej staranności zespołu realizacyjnego. Trudno jednak nie zauważyć, że piosenki nie są wystarczająco chwytliwe, co może sprawić, że widz nie zapamięta ich po zakończeniu spektaklu. Mówiąc szczerze, żaden utwór nie wpadł mi na tyle w ucho, abym mogła go swobodnie zanucić po wyjściu z gmachu teatru. Ah, no i kilkukrotnie złapałam się na tym, że zbitki w słowach nie pozwoliły mi na zrozumienie danych wersów, ale działo się to w pojedynczych momentach. Brakuje na pewno utworu przewodniego, który rozbujałby publiczność i zostałby powtórzony na koniec spektaklu. Dzięki temu na pewno zapadłby w pamięć na dłużej. Kilka dodatkowych scen tanecznych mogłoby też wzbogacić całość. Bardzo podobało mi się rozpoczęcie, które bazowało właśnie na tańcu w grupie. Później już trochę mi tego brakowało.
Wspomniałam trochę o wokalu, więc skupmy na chwilę uwagę na aktorach, których głosy i ciała uświetniły ten wieczór. Gra aktorska zasługuje na szczególne uznanie w przypadku kilku artystów. Szczególnie występ Anny Terpiłowskiej i Przemysława Glapińskiego dawał mi poczucie bardzo wysokiej jakości. Terpiłowska, wcielająca się w postać Jenny Lind, z dużą energią balansuje między rolą narratorki i uczestniczki dramatu. Jej błysk w oku i charyzma sprawiają, że postać Lind jest nie tylko przekonująca, ale i bardzo żywa, przyciągająca uwagę widza na każdym kroku. Trudno oderwać od niej wzrok i można się zastanawiać, czy spektakl nie powinien zostać zatytułowany "Biała Jenny". Świetna, charyzmatyczna i przebojowa.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Krzysztof Bieliński
Przemysław Glapiński to aktor Syreny, na którego też już kilkukrotnie zwracałam swoją uwagę. Ma silny, doniosły głos, a we wszystkich dotychczasowych rolach czuł się pewnie. I tym razem było podobnie. Wykonanie utworu "Gniew" to był majstersztyk - najlepszy wokalnie moment spektaklu! Przemysław Glapiński w roli Jago wnosi do spektaklu dramaturgię i mroczniejszy akcent, co jest ciekawym uzupełnieniem dla głównej narracji. Podziwianie na żywo tego aktora to zawsze wielka przyjemność.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Krzysztof Bieliński
Nie mogę w tym momencie nie wspomnieć o odtwórcy głównej roli. W Irę Aldridge'a wcielił się Mikołaj Woubishet i wypadł... dobrze. Miał kilka bardzo dobrych momentów, ale nie poruszył mnie na tyle, bym była pewna, że to on w pełni panuje nad sceną tego wieczoru. W moim odczuciu jego występ nie był tak wyrazisty, jak oczekiwałam. Najgorzej, kiedy ma się oczekiwania. Najgorzej.
Podsumowując, "Czarny Szekspir" w Teatrze Syrena to widowisko, które próbuje połączyć zbyt dużo różnorodnych wątków i przez to traci na spójności. Mamy tu za to kilka świetnych aktorskich kreacji i wysokiej jakości muzyczne wykonania. Dla miłośników teatru i historii europejskiego dramatu jest to ciekawa propozycja, która może być inspirującym punktem wyjścia do dalszego zgłębiania historii Iry Aldridge'a. Dla tych, którzy szukają w teatrze nowych doznań i są otwarci na nietypowe podejście do narracji, "Czarny Szekspir" może być interesującym doświadczeniem – nawet jeśli nie stanie się jednym z ulubionych spektakli.
Jak zawsze zachęcam Was do sprawdzenia na własne oczy i uszy, czy jest to musical dla Was, czy może niekoniecznie. Teatr Syrena zdążył postawić poprzeczkę bardzo wysoko innymi tytułami, więc teraz łatwo nie mają. Mimo że nie będzie to mój ulubiony musical tego sezonu, czas w teatrze minął mi szybko, a wieczór uznaję za udany. Jeśli czytacie tę recenzję, zastanawiając się, czy warto kupić bilet — po prostu kupcie bilet. Czas spędzony w teatrze, to dobrze spędzony czas!
KulturoNIEznawczyni
tagi: Czarny Szekspir Teatr Syrena recenzja, opis, streszczenie, opinia, ocenia, opinie, recenzje, czy warto, o czym jest, Ira Aldridge biografia, spektkl, sztuka, teatr warszawa, musicale w Warszawie, musicale 2024, Terpiłowska, Glapiński, Burdynowicz, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, recenzje sztuk teatralnych, recenzje spektakli teatralnych
Komentarze